poniedziałek, 14 lipca 2014

Konkurs miejsce 2!


Miniaturka " Szukać drugiego w snach"

Autorka: Patrycja Varn



"Mogliśmy dojść najdalej ze wszystkich, 
a teraz każde z nas szuka drugiego w snach.
To historia która nie znajdzie końca, 
opowiada o tych których zmazał czas.
Może spotkają się jeszcze w samotnym mieście? 
Może znajdą dzień w którym zgubili szczęście?
Może miną się i pójdą w inną stronę?


Może tak, może nie..."







Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy i w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe. Uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie - to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do amoku? Modlić się nieustannie?







         



Siedział, wpatrzony pustym wzrokiem w szary chodnik. Właśnie minął miesiąc od ich ostatniego spotkania. Miesiąc od ostatniego pocałunku. Miesiąc od ostatniego dotyku. Miesiąc od ostatniego pożegnania. Wszystkie rany nie są jeszcze zabliźnione i zagojone. Wręcz przeciwnie, rozdrapane. Cały czas ma w swojej głowie jej uroczy śmiech, w dłoni jej dłoń, w uszach jej głos. Ciągle potrzebował jej słów i jej pamięci. Bez niej nie radził sobie w tym świecie, dlatego postanowił stworzyć własny świat. Ona była definicją życia, nastroju, marzeń, uzależnień, dnia, przyszłości, uśmiechu. Była definicją wszystkiego. 
          Brak powodów, żeby zostać, to dobry powód, żeby odejść...















        
Chwycił za swój telefon i wykręcił numer, który znał już na pamięć. Numer, który wydawał się najpiękniejszy i idealny. Numer, którego właścicielką była miłość jego życia.
- Poczta głosowa. Nagraj wiadomość. - usłyszał i zaczął mówić to, co dyktowało i kazało mu serce.
- Tyle chciałbym ci powiedzieć, ale nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że cię kocham? Albo, że dni, które spędziłem razem z tobą były najszczęśliwszymi dniami w moim życiu? Lub, że w tak krótkim czasie, od kiedy cię poznałem doszedłem do przekonania, że jesteśmy, jak dwie połówki jabłka, stworzeni po to, aby być razem. Jednak ty odepchnęłaś naszą miłość, wyparłaś się jej. Zrujnowałaś to, co było piękne. Starałem traktować cię, jak powietrze, ale bez powietrza przecież nie da się żyć. Każdej nocy szukałem cię w swoich snach. Byłaś tam... Ale nie sama. Wiesz, życie jest serią pożegnań, niekończącą się serią pożegnań. A i jeszcze jedno... Pozdrów go ode mnie.
          Stanął i wciągnął nosem powietrze. "Widać stąd cały świat..." - pomyślał i już na zawsze zamknął swoje oczy.



"Zapłaczesz jeszcze nad miłością, tak jak się płacze nad rozlanym mlekiem. 
Zapłaczesz nad tym, co minęło i nad tym, co się nigdy już nie zdarzy. 
Zapłaczesz nad pożegnaniem bez uścisku dłoni i nad listem bez adresu. 
Zapłaczesz też nad samotnością, czekając na nikogo…"

****
Hejka miśki..

Dzisiaj miejsce drugie..
Cóż Patrycjo...
Ja nawet nie wiem co mam powiedzieć.
To co Ty napisałaś tutaj to jest coś niewyobrażalnego.
Pewnie połowa ludzi powie że to przecież jest krótkie.
Ale po co patrzeć na to ile człowiek napisał?
Ważne jest to co tam jest zawarte.
A w Twojej miniaturce było tak wiele rzeczy..
Te emocje.
Ból i smutek które przechodziły przez moje ciało.
Pokazałaś mi jak to jest być w takiej sytuacji..
Płakałam? Nie. Ryczałam gdy to czytałam.
Tęsknota..
Tak to pięknie opisałaś.
Tak prawdziwie..
Nadal nie rozumiem jak można mieć tak ogromny talent?
No tak głupia ja.
Z nim trzeba się urodzić.
Ta Miniaturka nie wiem czy potrafię powiedzieć coś więcej..
Jest tylko jedno słowo które opisuje każdy wyraz, każde zdanie które wymyśliłaś.
"Idealne."
I pozwól że zakończę na tym bo nic więcej nie muszę pisać.
Czytając tą Miniaturkę wszystko pojawia się w środku Nas.
Nie trzeba tego potem komentować.
Dusza robi to za Nas.

Oszołomiona a zarazem szczęśliwa,
Miśka Verdas

PS. Gratuluję kochana <33333333
W stu procentach na to zasłużyłaś :*

A wy moi czytelnicy doceńcie pracę Patrycji przez komentarze bo zasługuje na to :)

sobota, 12 lipca 2014

Konkurs Miejsce 3


OS ''- Wiesz jak to jest być setki kilometrów od osoby, którą kocha się nade wszystko? Bo ja wiem.''

Autorka: Maja Blanco


***

Ludmiła miała zaledwie szesnaście lat, była szczupłą i zgrabną dziewczyną. Włosy były blond, loki, nieposkromione opadały na jej ramiona. Oczy miały kolor głębokiego błękitu, zdawały się hipnotyzować.
Spojrzysz, a nigdy się od nich nie oderwiesz.
 Nic dziwnego, że chłopcy pchali się do niej drzwiami i oknami. A ona? Wykorzystywała ich i bez skrupułów porzucała, żywiła się smutkiem innych. To była dla niej zabawa, a ona umiała się zabawić.
Zabawić uczuciami?
***
Pierwszy dzień szkoły.

,,Nie mogę uwierzyć, że znowu będę musiała użerać się z nauczycielami''
,,Nie mogę uwierzyć, że nie będę mogła chodzić codziennie na imprezy''
,,Nie mogę uwierzyć, że będę musiała się uczyć i nie będę miała czasu na randki''
,,Nie mogę uwierzyć, że....''

Pierwsza lekcja minęła w dziwnym spokoju. Obok Ludmiły kręciła się masa chłopców, ale ona nie rzuciła okiem na żadnego z nich. Zdawało się, że jest w innym świecie.
- Lu? Lu! - brunetka pstrykała przed twarzą przyjaciółki.
- O, Viola. Powiedziałabym, że miło cię widzieć ale... - mruknęła blondynka ale słychać było, że siliła się na miły ton.

Przecież któż miał czelność przerwać jej rozmyślania?!

- Czyli nie chcesz wiedzieć co ten brunet z pierwszej ławki przekazał mi dla ciebie? Nie? No to idę - rzuciła brunetka, ale kiedy zobaczyła wyraz twarzy Ludmiły wybuchnęła gromkim śmiechem - przekazał mi liścik - ciągnęła - wydaje mi się czy on tobie też się spodobał?
- Tak, jest idealny do wykorzystania i porzucenia, a co myślałaś?
- Eh, Ludmiła kiedyś zrozumiesz jak bardzo ranisz tych biednych chłopców ale wtedy będzie już za późno.
- Nie jesteś osobą, która ma prawo mnie pouczać. Postępujesz dokładnie tak jak ja - warknęła i wyrwała list z rąk przyjaciółki. Rozwinęła szarą kartką, dokładnie zwiniętą aby nie było widać treści :

''Złotowłosa,
Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Kiedy Cię ujrzałem moje serce zaczęło bić mocniej.
Spotkajmy się po szkole w kawiarence,
Wydajesz się inteligentną dziewczyną, chciałbym Cię poznać
~~ Brunet z pierwszej ławki ''

- I co? - dopytywała się przyjaciółka - co napisał?
- Chce się spotkać - Ludmiła rzuciła obojętnie, chociaż przez jej skórę przeszedł dreszcz. W tym chłopaku było coś innego. Coś co wyróżniało go na tle innych, ale nie wiedziała co to było.

***

Spóźnia się, mruknęła do siebie Ludmiła stojąc pod umówionym miejscem.
Pięć minut, dziesięć....
Nie ma go?
Już miała iść do domu kiedy zobaczyła bruneta biegnącego do niej z bukietem krwistoczerwonych róż. Siliła się nie pokazywać uśmiechu i udawać obojętną ale nie wychodziło jej to najlepiej.
- Przepraszam za spóźnienie - pokazał rząd białych zębów i podał jej bukiet - masz, to dla ciebie.
- Nie masz zegarka? - Nawet w takiej chwili nie umiała odpuścić sobie złośliwości.
- A może tak ''dziękuję''? - spytał chłopak ale w jego głosie nie czuć było złości, nawet minimalnej.
- Dziękuję - mruknęła.
Weszli do kawiarenki, zajęli miejsca naprzeciwko siebie, Ludmiła nie odrywała wzroku od jego oczu, słyszała, że mówił ale nie słuchała, zatraciła się w brązie jego oczu. On zorientował się, że nie słucha i również zatracił się w jej spojrzeniu. Siedzieli tak patrząc sobie w oczy, nie mówiąc nic, nie zwracając uwagi na nikogo. Zdawało się, że czytają sobie w myślach, prowadzili rozmowę nie wydobywając z siebie głosu... Mogliby tak siedzieć bardzo długo gdyby nie przerwał im dźwięk telefonu.
- Och, wybacz - odgarnęła włosy za ucho i wyłączyła telefon - a właściwie jak się nazywasz?
-  León Verdas, a ty Ludmiła Ferro.
- Skąd wiesz? - spytała zaskoczona, ale nie usłyszała odpowiedzi. Zobaczyła tylko jak chłopak z impetem wybiega z kawiarenki. Pobiegła za nim, a gdy wreszcie go znalazła siedział na ulicy, trzymając w rękach ciało dziecka. Krwawiło, twarz była zupełnie pozbawiona kolorów. Po jego rumianych policzkach spływały łzy. Podeszła bliżej...
- Co się stało? - wymamrotała. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo jest przerażona. Nie odpowiedział. Uklękła i dotknęła jego policzka, starała się sprawić żeby jej dotyk był niezwykle delikatny.
- Ona nie żyje - odezwał się chłodno, a po jego twarzy spływało coraz więcej łez. Nie zadawała więcej pytań, domyśliła się, że był to ktoś bliski, przytuliła go tylko i pogładziła włosy dziecka.
***

Dziewczynka, która zginęła była jego siostrą. Jego jedyną radością. Po jej śmierci spotykali się codziennie, stali się niezwykle bliscy. Zbliżył ich ból. Ludmiła straciła braciszka, to przez tę śmierć była taka obojętna na uczucia innych...  Nie chciała aby nikt inny był szczęśliwy. Straciła sens życia, a León  nadał go jej ponownie.
***
Trzy lata później.

Dzisiaj mijały dokładnie trzy lata odkąd się poznali. Umówili się na spotkanie w kawiarence, w której zakiełkowało ich uczucie. Ludmiła założyła niebieską sukienkę, delikatnie umalowała rzęsy, uczesała włosy w koński ogon i ruszyła na spotkanie. Stanęła pod kawiarenką, znowu się spóźniał. Tak jak wtedy. Usiadła na ławeczce i czekała. Ktoś zasłonił jej oczy. Zachichotała, wiedziała, że to  był on, czuła jego zapach. Teraz również przyniósł jej bukiet czerwonych róż. Przepełniona radością nie zauważyła nawet, że León jest czymś zmartwiony.
- Ludmiła, skarbie, musimy porozmawiać - mówił wyrywając się z jej uścisku.
- Słucham? - Nie spodziewała się, że to co zaraz usłyszy będzie miało wpływ na jej całe życie.
- Ja... - zaczął, po czym wziął głęboki oddech - ja wyjeżdżam. Nie odezwała się. Patrzyła na niego nie mogąc uwierzyć w to co właśnie powiedział. Do oczu napłynęły jej łzy.
- Ale jak to wyjeżdżasz? - wymamrotała.
- Moi rodzice się przeprowadzają. Nie mam wyboru. To miejsce nosi za sobą zbyt wiele wspomnień, śmierć Izabell...
- Nie zobaczymy się już?
- Zobaczymy, obiecuję ci to.
- Ale León... Ja... - zawahała się, nigdy wcześniej nikomu tego nie mówiła - ja Cię kocham.
- A myślisz, że ja Ciebie nie? Że gdybym Cię nie kochał groziłbym matce? Ale to na nic, jest nie ugięta... Ludmiła zobaczyła, że León zaczyna drżeć, przesunęła się bliżej i delikatnie musnęła jego usta. Odwzajemnił gest, splotła ich ręce i zatraciła się w pocałunku. Ostatnim pocałunku.

 ***

7 listopada, dwa tysiące dwunasty,
Nie ma go już pół roku, cztery dni i dwie godziny. Moje serce jest w strzępach.
Cierpię.

16 grudnia, dwa tysiące dwunasty,
Nie ma go już siedem miesięcy, dziewięć dni i cztery godziny. Nadal tęsknię. Nadal nie umiem poradzić sobie z bólem. Straciłam przyjaciół, wieczny smutek ciąży na mnie jak klątwa. Jedyną wierną mi przyjaciółką jest żyletka.
León wróć, błagam.

9 stycznia, dwa tysiące trzynasty,
Nie ma go już osiem miesięcy, trzy dni i sześć godzin. Nie mam z nim żadnego kontaktu, nawet nie umiem zadzwonić, pewnie ma tam nową dziewczynę, zapomniał o mnie.
A ja żyję, pochłonięta smutkiem i tęsknotą, żyję zatracona we wspomnieniach...
Potrzebuję Cię, brunecie z pierwszej ławki.

16 lipca, dwa tysiące trzynasty,
Nie ma go już wieki, nie będę liczyć czasu, to zbyt długo, ja nie chcę już żyć.
To już koniec. Mam nadzieję, że zostaną po mnie miłe wspomnienia.
Idę do braciszka, może mnie przytuli, znów poczuję bicie jego serca...
Kocham Cię nad życie, León, kiedyś się spotkamy.
Żegnam, złotowłosa.
***

10 listopada, dwa tysiące dwunasty,
Nie ma jej już pół roku, siedem dni i dwie godziny. Zostałem sam, nie mam kontaktu z nikim, z matką nie rozmawiam, nie wychodzę z pokoju. Ja tęsknię, pragnę znów poczuć jej ciepło.
Oświetlasz moje dni, gwiazdko.

20 grudnia, dwa tysiące dwunasty,
Nie ma jej już siedem miesięcy, trzynaście dni i cztery godziny. Nie wyobrażałem sobie, że smutek może mnie pochłonąć do tego stopnia, że zacznę myśleć o śmierci. Nie mam już tu nic na czym by mi zależało.
Ludmiła, proszę, wyciągnij mnie z tej otchłani.

10 stycznia, dwa tysiące trzynasty,
Nie ma jej już osiem miesięcy, cztery dni i pięć godzin. Ostatnio zacząłem eksperymentować ze swoim ciałem, wyryłem na swojej klatce piersiowej napis ''Ludmiła, moja miłość po czasu kres''.
Chciałabym do niej zadzwonić, ale jestem tchórzem. Na pewno ma już chłopaka, a ja byłem tylko jej przygodą.
Kiedy mówiłem kocham, naprawdę kochałem, proszę, przyjdź.

17 lipca, dwa tysiące trzynasty,
Nie ma jej i nigdy nie wróci, muszę się z tym pogodzić. A ja nie chcę żyć bez niej, nie radzę już sobie. Moja przyjaciółka, żyletka ma dla mnie lepsze rozwiązanie. Niedługo spotkam moją siostrzyczkę, nie będę już sam. Może kiedyś dołączy tam do mnie złotowłosa, może będzie mnie pamiętała.
Kocham Cię, Ludmiło, nie było dnia kiedy w to zwątpiłem, myślałem o Tobie codziennie.
Żegnam, brunet z pierwszej ławki.

***

Po ich śmierci znaleziono te zapiski i pochowano ich razem.
León i Ludmiła - na zawsze razem.
Teraz już nie cierpią, nie płaczą, nie jest mi źle.
Nareszcie są szczęśliwi. W innym świecie - ale razem. To się liczy.


*****
Witam serdecznie z miejscem trzecim :D
Jak Wam się podoba?
Mi strasznie.
Oddaje bardzo dużo emocji..
Jest to na pewno oryginalny pomysł bo przynajmniej ja takiego jeszcze nie widziałam.
Powiem szczerze...
Nie lubiłam czytać OS o parach typu Leomiła.
Ale..
Dzięki Tobie Maju polubiłam,
Dziękuje Ci za to <3
Cóż.. Co by tu dużo mówić?
OS jest wspaniały, oryginalny, cudowny..
Można by było tak wymieniać w nieskończoność.
Ich rozłąka.
Aż łezka zakręciła mi się w oku.
Jest to prawdziwa historia miłości szczerej..
Ukazuje jak bardzo człowiek może się zmienić dla drugiej osoby..
To wspaniałe jak to wszystko opisałaś.
Na pewno zasłużyłaś na miejsce na podium.
Serdecznie gratuluję ale jeszcze bardziej chcę Ci podziękować że w ogóle wzięłaś udział  :**
Przypuszczam że ten OS poruszył wami tak samo jak mną, dlatego komentować !
Ona na to zasługuję !
Podziękujcie jej za tą ciężką pracę!
Bo ja Maju bardzo Ci dziękuje <333

Buziaki,
Miska Verdas

czwartek, 10 lipca 2014

Konkurs Wyróżnienie


 OS "Always and for ever"

Autorka: Madzia Piątkowka


Kim dla dziecka jest rodzic? To osoba, na którą zawsze można liczyć. Rodzice, to oni wskazują dziecku drogę, którą mają podążać w życiu. Uczą odróżniać dobro od zła. To oni towarzyszą dziecku, przy każdym ważnym wydarzeniu w życiu. Pierwsze słowo, pierwsze kroki, pierwsza miłość, pierwsze złamane serce, pierwszy szkolny występ, pierwszy sukces, pierwsza porażka.  To do rodziców dziecko zgłasza się z każdym problemem, tym dużym i tym malutkim. Bo przecież Bóg nie może czuwać nad każdym, dlatego zesłał dzieciom rodziców.  Uosobienie bezgranicznej miłości, rodzic. Ale czy zawsze? Niestety nie. Świat jest okrutny. Nie każdy powinien być rodzicem. A przede wszystkim, nie każdy zasługuje na miano rodzica. Nie każdą matkę możemy nazwać mamą. Nie każdy ojciec, zasługuje na miano taty.
Siedemnastoletnia Violetta Castillo nie ma rodziców. To znaczy ma rodziców. Jest córką najsłynniejszych aktorów świata, Angii i Pabla Castillo. Cały świat ich zna. Każda nastolatka chciałaby być na jej miejscu. Wydaje się, że jej życie jest idealne? Niestety, dużo brakuje mu do ideału. Violetta nigdy nie usłyszała słowa kocham cię od rodziców. Ojciec nigdy nie wytłumaczył jej matematyki. Mama nigdy jej nie przytuliła. Angii nigdy nie znała imienia jej chłopaka. Żadne z rodziców nigdy jej nie przytuliło, nie otarło łez, nie okazało miłości. Więc tak naprawdę Violetta nie ma rodziców. Jedyną osobą, która nadaje sens życiu Violetty jest jej przyjaciel, Leon Verdas. To on pamięta o jej urodzinach. To do niego Violetta zgłasza się z każdym problemem. To on jest jej światełkiem w tunelu. To dzięki niemu świat dziewczyny ma jakiekolwiek barwy. Tylko on sprawia, że dziewczyna się śmieje. To jest jedyna osoba na świecie, od której młoda Castillo słyszy dwa najważniejsze dla niej słowa, KOCHAM CIĘ.
~Violetta~
-Już jestem.- krzyknęłam wchodząc do wielkiej willi.  Po co się wydzieram, i tak dom jest pusty- skarciłam się w myślach. Wróciłam z zakończenia roku szkolnego.  Ciężko pracowałam cały rok i wypracowałam sobie czerwony pasek. Średnia  dokładnie 4,89. Świadectwo z wyróżnieniem to dla mnie spory sukces, na który ciężko harowałam, dlatego chciałam pokazać je rodzicom. Usłyszeć chociaż raz jesteśmy z ciebie dumni.  Czy to tak wiele? Myślałam, że dzięki temu zwrócą na mnie uwagę, poświęcą  mi chociaż 5 minut. Ale przecież to nie możliwe. Tata zawsze powtarza  ,,Czas to pieniądz’’ a w życiu państwa Castllo pieniądze są najważniejsze.  Przez 17 lat, człowiek jest zdolny przyzwyczaić się do wszystkiego. Jednak nie oszukujmy się, pewnej pustki w sercu nie jesteśmy w stanie zapełnić niczym. Z każdym dniem ich nieobecność ból w sercu narasta. Ale życie toczy się dalej. Life is brutal. Z tą myślom poszłam do siebie do pokoju.  Położyłam świadectwo na biurku i wyjęłam swojego białego Iphona i wysłałam wiadomość.
Do Leoś <3
Przystojniaku, przyjedź po mnie za 40 minut.  ;*
Po chwili dostała odpowiedź.
Od Leoś <3
Jasne księżniczko ;*
Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wybrałam ubranie i dodatki i zrobiłam lekki makijaż. Teraz już tylko czekać, aż zjawi się Verdas.
~Leon~
Siedziałem i patrzyłem na wyniki badań. Jedna kartka, kilkanaście zdań, kilkadziesiąt wyrazów, wystarczyło by zniszczyć mi życie. Wszystko nagle straciło sens. Diagnoza, i nagle cały mój świat roztrzaskał się jak wielkie lustro. A najgorsza jest, ta cholerna świadomość, że jeżeli spróbuje posklejać kawałeczki, wielkości ziarenek maku, pokaleczę sobie całe dłonie. Jednak nie mogę się poddać. Mówi się, że nadzieja jest matką głupich. Ale ja sądzę, że ona umiera ostatnia. Człowiekowi można odebrać wszystko, majątek, przyjaciół, prace, jednak nikt nie jest w stanie odebrać mu tego co ma w sercu, nadziei. Muszę walczyć. Nie mogę się teraz poddać. Przecież kto nie gra, ten nie wygrywa. Człowiek ma obowiązek walczyć, dopóki na świecie istnieje chociaż jedna osoba, na której mu zależy.  A ja mam ją, moją przyjaciółkę.  Z tą myślą wyszedłem z domu. Wsiadłem na swój motor. Odpaliłem silnik i uśmiechnąłem się do siebie. Moje serce zaczęło bić w rytm warkotu silnika. Kocham tą adrenalinę towarzyszącą przy jeździe. Czuję się wtedy taki wolny, mam uczucie, że mogę wszystko.  Wcisnąłem gaz i ruszyłem w stronę domu przyjaciółki.
~Violetta~
Jestem strasznie ciekawa co Leon przygotował na naszą rocznice. W końcu 6 lat przyjaźni to dosyć długo. Jestem pewna, że wymyślił coś wspaniałego. Rozmyślając tak do mojego pokoju wparował mój przyjaciel.  
- Ej a ty nie umiesz pukać? – spytałam z udawanym wyrzutem
- Wchodząc do ciebie nigdy nie pukam. – odpowiedział z uśmiechem. Nic już nie powiedziałam tylko wtuliłam się w mojego przyjaciela.
- A gdzie młoda dama ma świadectwo?- Verdas spytał się mnie z poważną miną. Ja się tylko zaśmiałam i wskazałam palcem na biurko. Szatyn podszedł i zaczął analizować każdą moją ocenę.
- Leon, przecież chodzimy razem do klasy i znasz wszystkie moje oceny- zaczęłam marudzić
- Sprawdzam tylko czy nauczycielka się nie pomyliła.- w odpowiedzi zaśmiałam się tylko
- Gdzie mnie zabierasz? To w końcu 6 lat naszej przyjaźni.- byłam strasznie ciekawa co przygotował.
- Gdzie wszystko się zaczęło - odparł tajemniczo i śmiesznie poruszył brwiami.
Wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy na jego piekielną maszynę  i Leon ruszył. Po jakiś 4 minutach chyba byliśmy już na miejscu, bo Leon zgasił silnik.
- Gdzie my jesteśmy?- spytałam zdejmując kask z głowy.
-Nie poznajesz tego miejsca?- spytał z niedowierzaniem.
- O matko!!!! A nasza fontanna?- spytałam uradowana.
- Dokładnie 6 lat temu poznaliśmy się w tym miejscu.
Pamiętam to jakby było wczoraj. Wracałam do domu z  herbatą w ręce. Pisałam SMS` a i na kogoś wpadłam. Usłyszałam tylko głośne jęknięcie i poczułam chłód ziemi pod sobą.
- Przepraszam, nic ci się nie stało?- spytałam spoglądając w górę. Od razu w oczy rzuciły mi się przepiękne szmaragdowe tęczówki, w których można było dostrzec iskierki.
- Mogła byś uważać jak łazisz a nie, chodzisz i gorącą kawę na ludzi wylewasz, ciamajda – odparł z wyrzutem
-To było nie chcący. Ale masz racje. Nie można oblewać ludzi wrzątkiem. Teraz przyda ci się zimny prysznic.- powiedziałam wkurzona, wstałam z ziemi i wzięłam papierowy kubek po herbacie. Podeszłam do fontanny i nabrałam w niego wody i podeszłam do chłopaka.
- Nie odważysz się.- powiedział z wrogością w głosie.  A ja uśmiechnęłam się szyderczo i wylałam chłopakowi zawartość kupka na starannie ułożone włosy.
- Pożałujesz tego- chłopak  wziął mnie na ręce.  I wskoczył ze mną do fontanny. Zaczęliśmy się chlapać, potem rzucać monetami z dna. Po bitwie równo z chłopakiem wybuchliśmy śmiechem.
-Leon Verdas- chłopak spojrzał na mnie i się uśmiechnął
-Violetta Castillo- posłałam mu ciepłe spojrzenie.  Potem weszliśmy z fontanny i poszliśmy do domu chłopaka. Po drodze dowiedziałam się, że Leon jest nowy i mieszka z wujkiem. Od nowego roku szkolnego będzie chodził do Szkoły Podstawowej nr 6. Jak się spytałam do jakiej klasy, powiedział że do 4 e. A wtedy zaczęłam piszczeć z radości, bo to moja klasa. I tak zaczęła się nasza wielka przyjaźń, która trwa już 6 lat.
Na to wspomnienie uśmiechnęłam się i poczułam że dostaje balonem z wodą.
- Leon, idioto co ty robisz?- spytałam ze złością w głosie, patrząc na przyjaciela z wyrzutem.
- Jak to co?, przypominam ci jak to się zaczęło. – posłał mi swój zniewalający uśmiech i rzucił kolejnym balonem.
Zaczęłam się śmiać i podeszłam do niego. Zobaczyłam, że obok niego leży cały stos balonów z wodą. Wzięłam  jednego i rozbiłam na jego głowie.
- Teraz pożałujesz- stwierdził z uśmiechem i schylił się po balon, który za chwilę poczułam jak moczy całą moją koszulkę. Tak rozpętała się wojna. Jak skończyły się nam balony, Leoś podbiegł do mnie. Poczułam, że tracę grunt pod nogami i ląduje w fontannie razem z nim.
- Może teraz coś zjemy? – spytał Leon
- Tak, wojny wodne są wykańczające.- stwierdziłam i wyszliśmy z fontanny. Leon zaprowadził mnie pod ogromne drzewo wiśni. Tam już był przygotowany piknik.
-Jesteś kochany- powiedziałam i przytuliłam mocno przyjaciela.
- Wiem - odparł Leon z uśmiechem na ustach.  Usiedliśmy na kocu i zaczęliśmy zajadać pyszności przygotowane przez chłopaka.  Śmialiśmy się, rozmawialiśmy, po prostu dobrze się bawiliśmy.
- Leon, a co będzie jak wyjedziemy na studia. Już nie będziemy się widywać. A wtedy nasza przyjaźń się skończy- powiedziałam z bólem w oczach
- Violu, pamiętasz co sobie obiecaliśmy w czwartej klasie? – spytał
- Tak, że nieważne co się stanie, ile lat będziemy mieli , zawsze pozostaniemy przyjaciółmi.
-Nie martw się teraz przyszłością, skup się na tym co jest teraz. – powiedział spoglądając mi w oczy
- Masz racje. – przytaknęłam mu.
- Zawsze ją mam.- stwierdził dumnie, na co ja się zaśmiałam. Always…
- And for ever. Dokończyłam i wtuliłam się w jego tors. Zawsze i na wieczność. To jest takie nasze hasło. Tak dodajemy sobie otuchy. Ten zwrot jest już taki … nasz. Always and for ever, taka miała być nasza przyjaźń.  Zawsze razem bez względu na wszystko.
- Zaśpiewasz mi coś- spytałam przyjaciela, wskazując głową na gitarę.
-No nie wiem, nie wiem. Jak poprosisz. – Leon uśmiechnął się.
- Proooszę-  zrobiłam maślane oczka.
-No dobra. -Wziął gitarę do ręki i zaczął grać.
- Pięknie- zaczęłam klaskać.
Po całym dniu spędzonym razem Leon odwiózł mnie do domu. Kiedy do niego weszłam usłyszałam, dźwięki dochodzące z salonu. Kiedy weszłam do pomieszczenia ujrzałam rodziców. Mama rozmawiała z kimś przez telefon a tata siedział i pisał coś na tablecie.
- Cześć.- odezwałam się jako pierwsza
- Hej, Violetto spakuj swoje rzeczy- powiedział mój ojciec nie odrywając wzroku od urządzenia.
-Ale jak to?- spytałam ze łzami w oczach.
- Dostałem z mamą interesującą ofertę i przeprowadzany się do Los Angeles. Wyjeżdżamy za trzy dni . - powiedział Pablo i spojrzał się na mnie.
- A to jest mój dom, mam tu szkołę, koleżanki i Leona!- podniosłam głos a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Violetto nie krzycz tak, bo rozmawiam przez telefon- odezwała się moja matka i spojrzała na mnie karcącym wzrokiem.
- Jesteśmy twoimi rodzicami i my o tym decydujemy gdzie mieszkasz. I w ogóle jaki Leon, kto to?- powiedział mój rodziciel i zrobił poważną minę.
- Nagle przypomniało wam się, że jesteście moimi rodzicami?!?- krzyknęłam
- Nie odzywaj się tak do nas, do pokoju!- głos podniosła moja matka, która skończyła rozmawiać przez telefon.
Nic już nie powiedziałam tylko pobiegłam do swojego pokoju. Zalana łzami położyłam się na łóżku.  Czułam jak moje serce pęka na pół. Zastanawiałam się, czy naprawdę jestem taka beznadziejna, że właśni rodzice traktują mnie jak śmiecia. Nigdy nie liczyli się z moim zdaniem. Nic o mnie nie wiedzą. Mam wrażenie, że jestem największą wpadką w ich życiu. Poszłam pod prysznic. Rozebrałam się i weszłam do kabiny. Odkręciłam wodę i ustawiłam odpowiednią temperaturę. Krople wody przeszywały całe moje ciało. Woda była gorąca. Chciałam z siebie zmyć wszystkie problemy, zapomnieć. Zakręciłam wodę i otarłam mokre ciało. Ubrałam się i spojrzałam w lustro. Zobaczyłam w odbiciu podkrążone oczy. Pełne smutku i bólu. Znów zaczęły lecieć mi łzy. Łzy bezradności. Miałam po prostu dosyć. Nie wiedziałam, czy ten cholerny ból w sercu, jest spowodowany tym, że moi rodzice kolejny raz pokazali mi, że nic dla nich nie znaczę czy to, że będę musiała zostawić Leona. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Okryłam kołdrą i wtuliłam się w misia. Maskotkę dostałam od Leona. Pachniała jego perfumami. Nawet nie wiedząc, kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza.
2  dni później
~Violetta~
Od dwóch dni jestem zamknięta w domu. Mam kare. Jutro wyjeżdżam, a Leon nawet o tym nie wie. A najgorsze jest to, że w ciągu tych dwóch dni w ogóle nie dał znaku życia. Nie napisał, nie zadzwonił, nie przyszedł. Mam złe przeczucia. Muszę do niego iść. Wyszłam z pokoju i udałam się do gabinetu rodziców. Zapukałam i weszłam do środka.
- Coś się stało?- spytała mama, widząc mnie w drzwiach.
- Mogła bym na chwilę wyjść. Muszę pożegnać się z przyjacielem.- spytałam cicho, unikając wzroku rodzicielki.
- Dobrze, nie wracaj za późno, bo mamy jutro wcześnie samolot. Nic nie odpowiedziałam tylko wyszłam z domu. Dom Verdasa znajdował się 4 przecznice od mojego domu, więc poszłam pieszo. Szłam bardzo szybkim tempem, zastanawiając się co ja mu powiem. Tak strasznie chciałam z nim zostać. W końcu zobaczyłam dom przyjaciela. Podeszłam i niepewnie zapukałam. Chwilę potem w drzwiach ujrzałam Antonia. Wujka Verdasa. Zdziwił mnie wygląd mężczyzny. Miał napuchnięte i czerwone oczy, w których dostrzec można było smutek. Antonio zawsze był radosny i tryskała od niego energia. Musiało stać się coś poważnego.
- Witaj Violu. – odezwał się mężczyzna i odtworzył szerzej drzwi.
- Dzień dobry, coś się stało Antonio?- spytałam
- Nie powiedział ci?- spytał a w jego oczy momentalnie się zaszkliły.
- Co miał mi powiedzieć, Antonio co się stało?- spytałam przejęta.
- Idź do pokoju Leona, na jego biurku leży zaadresowany do ciebie list.- powiedział drżącym głosem.
Nic nie odpowiedziałam tylko pobiegłam do pokoju przyjaciela. Weszłam do niego i wzięłam do ręki kartkę.

Kochana księżniczko,
Przepraszam. Przepraszam, że nie miałem odwagi powiedzieć Ci tego w twarz. Jestem chyba zbyt wielkim egoistą, żeby złamać Ci serce osobiście. Nie potrafiłbym patrzeć na łzy spływające po twoich policzkach, które sam wywołałem. Myślałem, że to ja będę tą osobą, która będzie je ścierać, a nie wywoływać. Viluś ja…. Nawet ciężko mi to napisać. Ja umieram. Mam guza mózgu. Błagam cię, tylko nie płacz. Nie wiem kiedy będziesz to czytać, ale 9 lipca odbędzie się moja operacja. Szanse są niewielkie, ale ja wierzę, że będzie dobrze. Będę walczyć dla ciebie.  Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Jesteś moim tlenem, powodem moich uśmiechów, moją księżniczką, powodem dla którego wciąż walczyłem, moją myszką, jesteś miłością moją pierwszą miłością. Tak ja Cię kocham. Dla mnie nie jesteś ładna, jesteś piękna. Nie jesteś w moim sercu, ty jesteś moim sercem. Nie jesteś dla mnie ważna, jesteś dla mnie najważniejsza. Gdybyś teraz odeszła, nie płakał bym za tobą, ja umarłbym z tęsknoty, ja Cię nie lubię, ja Cię kocham. Zakochałem się w Tobie gdy 6 lat temu spojrzałem w twoje oczy w fontannie. Każdego dnia zakochiwałem się w tobie na nowo. Oddał bym wszystko by móc z tobą zostać. Na dźwięk twojego głosu, czułem ciepło w sercu, na każdy twój widok moje serce biło szybciej a przy każdym twoim najmniejszym dotyku po moim ciele przechodził dreszcz. Muszę ci jeszcze coś powiedzieć. Przez całe 6 lat okłamywałem cię. Ja jestem sierotą. Kiedy tylko się urodziłem moi rodzice zostawili mnie. Oddali do sierocińca. Kiedy miałem 6 lat Antonio mnie adoptował. I podarował nowe życie. Dał mi wszystko czego tylko potrzebowałem, bezwarunkową miłość. Porozmawiaj ze swoimi rodzicami. Oni cię kochają. Pracują dla ciebie, chcąc zapewnić ci wszystko czego potrzebujesz. Wiem, że myślisz, że oni nie zwracają na ciebie uwagi, ale gdyby cię nie kochali, oddali by cię, tak  jak moi oddali mnie. Pewnie się zastanawiasz czemu ci nigdy nie powiedziałem. Ja sam nie wiem. Chyba się po prostu wstydziłem. A przede wszystkim, ty potrzebowałaś mojej pomocy bardziej. Porozmawiaj z rodzicami. Powiedz jak  się czujesz. Uświadom ich ,że ich potrzebujesz.  Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy. Kocham cię, zawsze kochałem i zawsze będę kochać. W mojej szufladzie w biurku znajdziesz płytę z twoim imieniem. Piosenkę, którą śpiewam, napisałem z myślą o tobie. Pamiętaj, nigdy się nie poddawaj. Walcz, nie tylko za siebie, ale też za mnie. Kocham cię.   
                                                                                                                                       Twój Leon

Po moich policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy. Dotarło do mnie, że ja go kocham. Ja go potrzebuje, on nie może odejść. To jedyna osoba, której potrzebuje. Nie potrafię bez niego żyć. On jest moim tlenem, moją opoką, moim wsparciem, moją miłości, moim sercem. Chwyciłam list i płytę i zbiegłam na dół.
- Antonio, ja muszę iść do szpitala. W którym szpitalu jest?- spytałam łkając.
- Właśnie dzwonili ze szpitala. On… nie- mężczyzna nie był w stanie dokończyć. Zaczął płakać jak małe dziecko.
- Nie!!!!!!!! To nie może być prawda!- wybiegłam z domu i pobiegłam do siebie. Weszłam do willi.
- To wszystko twoja wina. – krzyknęłam ojcu w  twarz.
- Nie mów tak do mnie!- podniósł na mnie głos.
- On nie żyje, i to przez ciebie nie zauważyłam, że źle się czuję. Że tęskni za rodzicami, że mnie kocha. Nigdy nie pokazałeś mi jak kochać innych. Nienawidzę cię!- krzyknęłam i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz.  Zalałam się łzami i sunęłam po ścianie. Schowałam twarz w dłoniach. Nie potrafiłam uspokoić oddechu. Mój cały świat stracił sens. W jednej chwili w zatłoczonym świecie poczułam się samotnie. Jedno słowo może zacząć przyjaźń, jeden uśmiech może zaowocować miłość, jedna osoba jest w stanie odmienić cały świat. Jednak co się stanie gdy tej osoby zabraknie? Nagle wszystko straciło sens. Nic nie zostało, tylko przeszywający ból. Z każdą sekundą czułam, że wraz z nim odeszło wszystko. Nie zostało nic prócz bólu i gorzkich łez. Ten cholerny ból nasilał się z każdą sekundą. W miejscu, gdzie powinno znajdować się serce, nie było nic, pustka. Organ, który  powinien dostarczać krew narządom, bez niego zaczął szwankować. Nie pompował krwi. On rozprowadzał po moim ciele ból i strach. Strach przed życiem bez niego. Moje serce biło w rytm jego głosu. Moje palce były rozstawione w takich odstępach, że pasowała tam tylko jedna dłoń, jego. Szerokość moich ramion była równa z obwodem jego torsu. Tylko jego rozgrzane ramiona, potrafiły mnie ogrzać. Tylko jego słowa potrafiły sprawić, że moje policzyli oblał rumieniec. Tylko w jego oczach potrafiłam dostrzec siebie Najgorszą, rzeczą była świadomość, że to już koniec. Nie zobaczę go, nie usłyszę, nie przytulę. Ja nie chce żyć, nie bez ciebie. Powiedziałam drżącym głosem . Po prostu nie mam już po co żyć. Wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam żyletkę i wyjęłam ostrze. Chciałam zagłuszyć ból w sercu i  zrobiłam ranę na nadgarstku, z której momentalnie zaczęła lecieć krew. Jednak to nic nie pomogło. Zrobiłam kolejną i kolejną. Pokaleczyłam całe ręce. Rany były coraz głębsze a krwi było coraz więcej. Upuściłam ostrze. Zakręciło mi się w głowie. Niestety ból nie zniknął. Upadłam i wylądowałam w kałuży w krwi. Przepraszam Leon, wyszeptałam i straciłam przytomność. Nagle oślepił mnie blask. Otworzyłam oczy. Znajdowałam się na przepięknej łące.  Wszędzie było pełno kwiatów. Spojrzałam na swoje ręce. Z ran przestała lecieć krew. Moją twarz delikatnie muskały promienie słońca.
-Piękne miejsce- usłyszałam głos, który przeszył całe moje ciało. Serce momentalnie zaczęło mi bić szybciej. Odwróciłam się i dostrzegłam jego. Uśmiechnęłam się a ja podeszłam do niego. Dokładnie mu się przyjrzałam. Jego szmaragdowe oczy nabrały jeszcze bardziej wyrazistego koloru. Karnacja, była bledsza a usta bardziej pełne. Spojrzałam jeszcze raz w jego oczy. Zatonęłam w nich. On objął mnie. Przyciągnął do siebie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, słuchając bicia jego serca. Szeptem, wprost do ucha, złożył mi deklarację tego, jak bardzo mnie kocha. Zamknęłam oczy, ze szczęścia
- Błagam nie zostawiaj mnie- powiedziałam patrząc w jego oczy
- Ja nigdy cię nie zostawię. Zawsze będę tu-  Leon położył mi dłoń ma sercu.
- Przepraszam- powiedziałam cicho i spuściłam głowę
- Za co ty mnie przepraszasz- spytał i uniósł mój podbródek, zmuszając przy tym do spojrzenia w jego oczy.
- Zawsze byłeś przy mnie. Rozumiałeś mnie bez słów wspierałeś. A ja? Nie byłam dobrą przyjaciółką- powiedziałam a po moim policzku znowu spłynęła łza. Verdas starł krople cieknącą po mojej twarzy i się uśmiechnął.
- Głuptasie, to dzięki tobie zobaczyłem co to znaczy być przyjacielem. Nauczyłaś mnie, że trzeba cieszyć się tymi małymi rzeczami. Nauczyłaś mnie co to znaczy kochać. – powiedział chłopak a ja się uśmiechnęłam
-Violu, wiem, że myślisz teraz, że jesteś sama i że twoje życie nie ma teraz sensu. Ale to nie prawda. Masz rodziców, którzy cię kochają. Teraz twoja mama trzyma cię za rękę a tata rozmawia z rodzicami. Jesteś młoda i musisz walczyć i żyć pełnią życia. Obiecaj mi, że nigdy się nie poddasz.
- Obiecuję. – na moje słowa chłopak zbliżył się do mnie. Moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Poczułam usta chłopaka na swoich. Miałam wrażenie, że unoszę się nad Ziemią. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Teraz wiedziałam, że on jest tym jednym.  Oderwałam się od chłopaka i spojrzałam w jego oczy
- Ty i ja. Always…
-end for ever. Dokończyłam i oślepiło mnie białe światło. Otworzyłam oczy. Byłam w białym pomieszczeniu. Ktoś trzymał mnie za rękę. To była moja mama. Jej oczy były czerwone od łez. Nic nie powiedziała tylko przytuliła mnie.

~ 4 Dni później~

Teraz wszystko wygląda inaczej. Zostaje z rodzicami w Buenos Aires. Oni zrozumieli swój błąd. Spędzają, ze mną dużo czasu. Codziennie siedzieli ze mną w szpitalu. Nareszcie czuję, że mam rodziców. Weszłam do swojego pokoju. Moją uwagę przykuła płyta Leona. Podeszłam do biurka na którym leżała i otworzyłam pudełko. Wyleciał z niego wisiorek. Srebrne serduszko z grawerom. Na sercu napisane było Always and for ever. Przejechałam palcem po napisie i uśmiechnęłam się. Tak strasznie mi go brakuje. Życie bez niego jest inne. Nie śmieje się tak często, nikt już nie rozumie mnie bez słów. Ból w sercu nie znika. Wręcz przeciwnie. Narasta z każdą sekundą życia, jednak wiem, że nie mogę się poddać. Wyjęłam płytę, na której  napisane było ,, Napisałem to z  myślą o tobie. ‘’ Odpaliłam płytę. Na niej Leon śpiewał piosenkę  przy naszej fontannie. Dotarło do mnie wtedy, ile czasu zmarnowałam. Nie potrafiłam walczyć o swoje uczucia. A co najgorsze nie potrafiłam cieszyć się życiem. Wiedziałam tylko, że muszę spełnić jego prośbę. I zacząć cieszyć się życiem, Ty i ja, Leon always and for ever.



**** Hejka misie, jak widzicie konkurs dobiegł końca.
O to jest wspaniała Madzia ze wspaniałym OS'em.
Jest on na prawdę śliczny.. Aż brak słów.
Płakałam gdy go czytałam.
Jest to jej pierwszy OS który napisała.
I szczerze?
Zazdroszczę jej.
Czemu?
Mój pierwszy OS był do dupy..
A ona utworzyła coś z niczego.
Piękną, wzruszającą historię która poruszyła moim sercem.
Wyrażała tak wiele uczuć.
Radość, smutek, żal.
Na prawdę jestem z Ciebie dumna Magdo, i mam nadzieję że Ty też.
Jest to genialny OS, warty wielu braw i komentarzy.
Zajął on miejsce tuż za podium.
Ten OS był tak blisko 3 miejsca.
Wahałam się do ostatniej chwili.
Nadal czuję nutkę niepewności czy aby dobrze zrobiłam.
Ale mam nadzieję że jesteś szczęśliwa,
Bo nie ważne które miejsce zajęłaś piszesz świetnie..
A poza tym to jest dopiero pierwsza praca, będzie jeszcze na pewno dużo konkursów w których zajmiesz pierwsze miejsce.
Nie warto przejmować się przegraną, chociaż Ty wygrałaś.
Wygrałaś pisząc to arcydzieło.
Za co Ci serdecznie dziękuje <3

A to że wzięłaś udział w tym konkursie daje Ci już miejsce na samym szczycie podium :*


Miśka Verdas <3

Kolejny OS ukaże się za dwa dni.
Doda go najprawdopodobniej Cheryl, i to ona będzie się opiekowała moim blogiem przez czas w którym mnie nie będzie.
Za co jej dziękuje <333
I mam nadzieję że ucieszycie się że tak wspaniała bloggerka będzie Was tutaj odwiedzała i pilnowała abyście się nie zanudzili na śmierć :D

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 7: Zmiana?


Rozdział ten jest dedykowany Madzi Piątkowskiej.
Chciałabym przez to podziękować Ci za te wszystkie miłe słowa <3
To na prawdę miłe, że chociaż jedna osoba docenia moje starania.

Ale z drugiej strony przepraszam że dedykuję Ci takie coś.
Mam nadzieję że nie będziesz przez to na mnie zła :/





Następny dzień...

Promienie słońca obudziły Włocha. Był strasznie śpiący ponieważ przez sześć godzin nie mógł zasnąć. Wciąż myślał o blondynce na którą wczoraj wpadł. Czuł że była inna. Coś go do niej ciągnęła. Jeszcze nigdy niczego takiego nie czuł. Zapomnij, jest kolejną pustą idiotką. Za każdym razem gdy o niej myślał przypominał sobie właśnie to zdanie. Próbował na siłę wpoić sobie że musi ją zdobyć, przespać się z nią a potem rzucić jak psa. Pytanie tylko Czemu? Dlaczego tak strasznie chce utrzymać swój charakter? Odpowiedź jest prosta. Boi się. Cholernie boi się że może się zakochać. Że ludzie którzy teraz go "szanują" zaczną się z niego naśmiewać. Nie mógł do tego dopuścić. Jego własna "reputacja" była na pierwszym miejscu. Najważniejsza. 
Postanowił za wszelką cenę działać. Zdobyć ją, a potem złamać jej serce. Ma być kolejną na jego liście. Obmyślił plan. Będzie miły. Nie. On będzie udawał. W rzeczywistości wciąż będzie wrednym charakterkiem. Kolejne kłamstwo. Jest już specjalistom w tych sprawach. Cały czas kłamię tylko dla przyjemności. Więc kolejna taka "akcja" nie zrobi na nim najmniejszego wrażenia.
Można by rzec że zaczyna się zmieniać. Na gorsze.

Zerwał się z łóżka i pobiegł do łazienki. Tam wykonał wszystkie poranne czynności. Następnie ruszył przed swoją garderobę z której wybrał odpowiedni strój. Po założeniu wszystkich rzeczy ostatni raz przejrzał się w lustrze uśmiechając się widząc swój wygląd. Idealny.
Otworzył drzwi do pokoju i skierował się do kuchni. Doskonale wiedział że musi zmierzyć się ze swoją rodziną. Ale nie miał na to najmniejszej ochoty. Przeszedł przez próg pomieszczenia i ujrzał całą rodzinę która wspólnie jadła śniadanie. Rozmawiali i uśmiechali się lekko. Gdy go ujrzeli zapadła cisza. Nikt nie miał zamiaru się odezwać. Tak jakby wypowiedzenie jakiegoś słowa miało być karą śmierci. Podszedł do lodówki z której wyciągnął butelkę soku pomarańczowego. Stał przy niej przez chwilę bez żadnego ruchu.
- Siadaj- rzucił stanowczo ojciec chłopaka.
Federico cicho westchnął i nie odzywając się ani słowem wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Postanowił zadzwonić do swojego kumpla Marco.
Wykręcił odpowiedni numer i już po chwili usłyszał sygnał.
Jeden, drugi, trzeci.
Już miał się rozłączyć gdy nagle usłyszał jakiś głos w słuchawce.
- Halo?- spytała osoba po drugiej stronie.
- Siema stary, wiesz wpadłem do Buenos Aires i pomyślałem że może gdzieś razem wyskoczymy- powiedział.
- Nie wiem czy znajdę dzisiaj czas.
Jego twarz od razu posmutniała.
- No weź. Potrzebuję tego. Muszę odpocząć od tego świata.
- Dobra. Widzimy się o 20 pod klubem " Plaża ", wiesz gdzie to?- zapytał Marco.
- Nie ale jakoś sobie poradzę, to do zobaczenia..- nie czekając na odpowiedź rozłączył się.
Do imprezy zostało jeszcze dużo czasu. postanowił się przejść bo do domu nie chciał wracać.
Idąc chodnikiem zauważył jakąś przepiękną brunetkę. Uśmiechnął się cwaniacko i przyspieszył kroku....



******
W tym samym czasie..

Poczuła jakieś ciepło, męskie ciepło. Czyjeś serce które biło w spokojnym tempie. Otworzyła zaspane powieki i pierwsze co ujrzała to twarz szatyna, który jeszcze słodko spał. Uśmiechnęła się na ten widok. Wyglądał strasznie seksownie w potarganych włosach, delikatnym uśmiechu. Zauważyła promienie słońca przedostające się zacięcie przez firankę wprost na łóżko. Postanowiła zrobić śniadanie. Powoli wydostała się z uścisku chłopaka i podniosła się do pozycji siedzącej. Już miała wstawać gdy nagle poczuła jak jakaś ręka łapie ją i z całą siłą przyciąga do siebie. Objął ją mocno.
- Leon wariacie puszczaj- mówiła roześmiana dziewczyna.
- Nie nigdzie nie idziesz- powiedział poważnie.
- No alle..- nie dokończyła bo wiedziała że to i tak nic nie da.
- A tak w ogóle to dzień dobry ślicznotko- powiedział szatyn i cmoknął jej policzek.
- Dzień dobry porywaczu- odpowiedziała na co oboje się zaśmiali.
Leżeli tak dwadzieścia minut wygłupiając się, przytulając i rozbawiając nawzajem.
W którymś momencie brzuch chłopaka zaczął wydawać dziwne odgłosy.
- Edek no zamknij się!- krzyknął szatyn na co się zaśmiała.
- Edek?! Nazwałeś swój brzuch Edek?- pytała przez śmiech.
- Tak, masz coś do mojego przyjaciela!?- mówiąc to jego twarz spoważniała.
- Jesteś nienormalny- powiedziała na co chłopak natychmiastowo odwrócił głowę i skrzyżował ręce na piersiach udając obrażonego.
- Spokojnie, ona się nie zna. Twoje imię jest prześliczne.- mówił głaszcząc swój brzuch.
- Czy ty rozmawiasz sam ze sobą?- spytała lekko zdziwiona.
- Nie, chyba widać że prowadzę konwersację z Edziuniem, więc nam nie przeszkadzaj- rzucił chłopak nadal obrażony.
- Idiota.- powiedziała pod nosem.
Następnie podniosła się z łóżka i skierowała w stronę wieszaka który znajdował się u niej w pokoju. Ściągnęła z niego szlafrok. Następnie go założyła i przewiązała pasek. Spojrzała na szatyna, który w dalszym ciągu się nie odzywał. Wywróciła teatralnie oczami.
- To ja zostawiam parę młodą samą żebyście mogli sobie "porozmawiać". Jakby co jestem w kuchni i robię śniadanie.-rzekła i już po chwili zniknęła za drzwiami.
- Jeszcze się nie zaręczyliśmy, ale to tylko kwestia czasu!- krzyknął jeszcze chłopak co ponownie rozbawiło dziewczynę.
Zeszła powoli po schodach po czym ruszyła w kierunku kuchni. Podeszła do lodówki i otworzyła ją. Przez dłuższą chwilę zastanawiała się co przygotować gdy w końcu postawiła na tosty. Wyciągnęła potrzebne składniki, które położyła na blacie. Następnie nastawiła wodę na herbatę. Po dziesięciu minutach wyłożyła przygotowany przysmak na talerze. Chciała polać je ketchupem gdy poczuła czyjeś ciepłe ręce obejmujące ją w tali. Zimny, miętowy oddech na jej karku sprawił że przez całe ciało przeszedł ją przyjemny dreszcz.
- Przepraszam- szepnął cicho całując jej policzek.
- Nic się nie stało- powiedziała uśmiechając się. Sprytnie odwróciła się w stronę Meksykanina. Nie myśląc długo przytuliła się do niego.
- Dziękuje- szepnęła prawie niesłyszalnie.
- Ale za co?- spytał zdezorientowany odwzajemniając uścisk.
- Za to że jesteś. Za to że mogę Ci zaufać. Dziękuje Ci za to że mnie wspierasz, sprawiasz że uśmiech nie schodzi z mojej twarzy. Jesteś wspaniałym przyjacielem.
Na te słowa mimowolnie się uśmiechnął.
- Nie ma za co ślicznotko, zawsze będę- powiedział odsuwając się od niej i delikatnie całując jej rozgrzany policzek.- A teraz chodźmy już jeść bo Edziu wariuje.- Jak na zawołanie brzuch chłopaka wydał zabawny dźwięk. Obydwoje się zaśmiali. Następnie zasiedli razem do stołu i zaczęli konsumować posiłek. Zajęło im to pół godziny. Szatynka cały czas śmiała się z Verdasa który miał całą twarz w ketchupie. Po skończonym posiłku wspólnie posprzątali i najedzeni usiedli na sofie w salonie. Przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie odzywało aż w końcu chłopak postanowił przerwać tą ciszę.
- Jestem w ciąży.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwionym wyrazem twarzy.
- Chcesz być ojcem?- spytał poważny.
Nie wytrzymała i zaczęła się śmiać na cały dom. Możliwe nawet że słyszeli ją sąsiedzi.
- Ty tak na poważnie?- pytała przez śmiech.
- Tak.
Rozbawiona przyłożyła rękę do czoła chłopaka.
- Co Ty robisz?- zapytał ciekawy obserwując ją.
- Sprawdzam czy dobrze się czujesz. I wnioskuję że to nieuleczalne.- rzekła uśmiechając się serdecznie.
Przez następną godzinę siedzieli i dużo rozmawiali.
W pewnym momencie szatyn poderwał się z miejsca.
- Coś się stało?- zapytała przejęta i również wstała.
- Idziemy na piknik! Bądź gotowa za trzy godziny. Przyjdę po Ciebie.- powiedział zadowolony i po chwili pobiegł do pokoju dziewczyny. Wrócił ubrany we wczorajsze ubrania, całując jej policzek pobiegł ubierać buty.
- To widzimy się o 15 złotko.- mówiąc to posłał jej uśmiech numer osiem. Pomachał jej jeszcze i wyszedł. Lekko oszołomiona zaczęła krzyczeć i biegać po całym pokoju. W pewnym momencie stanęła na samym środku pomieszczenia i spojrzała na zegarek.
- Muszę się pospieszyć bo nie zdążę- rzuciła sama do siebie i ruszyła do sypialni. Zabrała ręcznik z kaloryfera i weszła do łazienki. Ściągnęła szlafrok oraz piżamę. Odwróciła się chcąc go położyć na szafkę gdy nagle...


******

Witam wszystkich w tą niezbyt piękną niedzielę <3
Jak Wam mijają wakacje?
Bo ja na razie siedzę i się nudzę :D

Tak więc przychodzę do Was z tym czymś na górze.
Serdecznie przepraszam że musicie to czytać..
Tak wiem krótki ale następny powinien pojawić się szybciej, to dlatego jest taki krótki xd...
Ciekawego kogo zauważył Federico?
Co zrobi?
Co się stało Vilu?
Tego wszystkiego dowiedziecie się w następnym rozdziale xd


Wiem jestem okrutna że kończę w takich momentach.

A no właśnie..
Zapomniałabym.
Konkurs kończy się już 10 czyli za 4 dni.
Dlatego kieruję do Was pewne pytanie..
Wolicie abym od razu napisała notkę kto które miejsce zajął, czy abym publikowała po kolei OS'y od miejsca ostatniego do pierwszego?Piszcie w komentarzach co wolicie..
Rozdział 8 pojawi się jeżeli pod tym postem będzie 14 komentarzy. 
Ostatnio tyle nie było..
Ale postanowiłam się nad wami zlitować.
Teraz ulgi nie będzie.

Już nie zanudzam,
Trzymajcie się i miłych wakacji,
Miśka Verdas <3