sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 10 "Przestań bać się miłości."


Zabijasz mnie, każdego dnia,
słodkim złudzeniem rysujesz nas.
Zabijasz prawdę, a może nie zgadnę,
zamknięty w klatce cudownych kłamstw.
~Mateusz Mijal~ Zabijasz mnie. 






~~*~~

*Violetta*

Łzy mieszają się z kroplami deszczu, spływając po moich policzkach. Moją twarz opatula chłodny wietrzyk. Biegnę przed siebie nie zwracając uwagi na otaczający świat. Staram się chociaż na chwilę uciec.. To jest tak cholernie trudne. On zajmuje każdą moją myśl. Jest wszędzie, tak jakby nie pozwalał mi zapomnieć. Wciąż czuję pieczenie na ustach. Jego ciepłe, miękkie wargi stały się moim narkotykiem. Potrzebuję go. Chcę więcej i więcej. Powoli zaczynam bać się samej siebie. Czy to możliwe aby ktoś aż tak zawrócił w moje głowie? Czy tak powinni zachowywać się przyjaciele? Nie. Na pewno nie. Ale nie mam odwagi powiedzieć mu "To dla mnie nic nie znaczyło". Bo uczono mnie, że kłamstwo to najgorsze wyjście. Jednak nie jestem w stanie aż tak mu zaufać. A co jeżeli mnie oszuka? Zdradzi? Nie przeżyję tego. Boję się, że zbliżając jeszcze bardziej nie będę mogła bez niego funkcjonować. Że stanie się dla mnie ważniejszy niż powietrze. Kurwa Castillo to już się stało. 


Stoję jak wryta przed domem miłości mojego życia i nie mam pojęcia co zrobić. Jeszcze nigdy nie stresowałam się tak bardzo. Biorę głęboki wdech po czym ostatni raz przyglądam się sobie. Moje ciało opina dopasowana, biała sukienka, sięgająca kolan. Nogi ozdabiają szpilki, krwisto czerwone. Wydymam usta pomalowane czerwoną szminką i dzwonię dzwonkiem. Chociaż raz pokaż że nie jesteś tchórzem. Kolejna złota rada głosu wewnętrznego.
Głucha cisza. Nikogo nie ma? Dzwonię jeszcze raz, ale nadal nikt mi nie otwiera. Zrezygnowana odchodzę... A może straciłam już swoją szansę?.


~~*~~

Nucę w głowie jedną z moich ulubionych piosenek. Pomimo że jest dopiero 20 mijam coraz mniej ludzi. Czasy się zmieniły.. Kiedyś o tej godzinie pełno dzieci chodziłoby za rączkę ze swoimi rodzicami, ludzie podziwialiby niebo. Jednak teraz wszystko się zmieniło. Strach wyjść na ulicę, nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć. Człowiek boi się drugiego człowieka. I to według mnie jest okropne. Mimo wszystko ja spaceruję uliczkami jednego z największych parków w Buenos Aires. Uwielbiam tę porę dnia. Wtedy wszystko cichnie. Wiatr staje się spokojniejszy, niebo przybiera piękny ciemny odcień. Pojawia się tysiące świecących punkcików zwanych gwiazdami. Mogłabym spacerować dniami i nocami. Z Leonem. Uśmiecham się na samo wyobrażenie. Nie mogę uwierzyć, co ten chłopak ze mną zrobił. Wiem że to dzięki niemu każdego dnia staję się silniejsza. Przy nim czuję się taka bezpieczna, kochana. Traktuje mnie jak najcenniejszy dar.
Moje myśli przerywa czyjś śpiew.. Głos anioła.. Zaczynam iść w tamtym kierunku jak zaczarowana. Pomimo że mam świadomość jak to może się skończyć nie mogę się zatrzymać. Gdy cichnie zatrzymuję się. Przyglądam się widokowi. Łał.. Piękne, ogromne drzewo, jezioro i ławka. Dawno nie widziałam tak wspaniałego miejsca. Jednak bardziej ciekawi mnie osoba siedząca na ławce. Wydaje mi się znajoma jednak nie widzę zbyt dobrze. Podchodzę bliżej. Dociera do mnie zapach cudownych perfum. Obchodzę dookoła a następnie siadam obok "tajemniczego".
- Cześć Leon- mówię patrząc cały czas przed siebie. Czuję jak chłopak odwraca się w moją stronę i przygląda mojej twarzy.
- Violetta?- pyta ze zdziwieniem.
- Nie, Gargamel.- mówię przez śmiech.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne- odpowiada sarkastycznie powstrzymując napad głupawki. Długo jednak nie wytrzymuje i dołącza do mnie. Dopiero po dłuższej chwili uspokajamy się,
- To.. co tu robisz? Sama, o tej porze?- pyta zmartwiony.
- Chciałam z tobą porozmawiać, jednak gdy nie mogłam cię znaleźć postanowiłam się przejść. I własnie wtedy usłyszałam czyjś śpiew. I takim sposobem znalazłam się tutaj. Swoją drogą masz niesamowity głos.- mówię uśmiechając się do niego ciepło.
- Dziękuje...A o czym chciałaś porozmawiać?- pyta jakby zdenerwowany.
- O tym co się wydarzyło... Eh Leon, bbo ja..- zacinam się czując ogromną gulę w gardle. Moje serce przyspiesza, a ciało robi się gorące. Dalej Violetta. Znowu ten denerwujący głosik, który bądź co bądź ma rację.
- Coś się stało? Zaczynam się martwić..- mówi zatroskany szatyn. No tak przecież od dobrych pięciu minut siedzę z otwartą buzią przyglądając się jego twarzy. Świetnie.
- Nie, tak, nie wiem.. Po prostu coś sobie uświadomiłam. Leon, ja nie mogę żyć bez...- nie dane jest mi dokończyć, ponieważ wszystko psuje telefon chłopaka. Uśmiecha się do mnie przepraszająco. Ja jedynie skinieniem głowy pokazuje aby odebrał.
- Halo, Fran?... Ale jak to? Nic jej nie jest? Jak to się stało? Proszę jej powiedzieć że ją kocham i zaraz będę.- kończy rozmowę. Widzę jak jego twarz przybiera smutny wyraz, a do oczu napływają łzy.
- Wszystko dobrze?- pytam.
- Ona.. ona- przerywa po czym spogląda na mnie.- Muszę iść, cześć.- już chcę coś odpowiedzieć ale on zrywa się i odbiega w nieznanym mi kierunku. Patrzę zdziwiona na oddalającą się sylwetkę szatyna. Dopiero po chwili dociera do mnie to co mówił przez telefon. "Kocham ją"? Może to jego siostra, albo mama... Nie, przecież nie wspominał mi o żadnej Francesce, a to oznacza tylko jedno. Ma dziewczynę. Czuję jak do oczu napływają mi łzy. Jaka ja jestem głupia. Chciałam wyznać mu co czuję, a on mnie wykorzystał. Zabawił się moimi uczuciami. Roztrzęsiona biegnę do domu. Gdy docieram w wyznaczone miejsce zamykam drzwi na klucz i zsuwam się po ścianie. Zranił mnie, tak cholernie mnie zranił. 
~~*~~

Budzi mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie wstaję z łóżka przy okazji sprawdzając która godzina. Kuźwa kogo niesie o 4 w nocy? Patrzę przez wizjer jednak dane jest mi ujrzeć jedynie ciemność i... mężczyznę w kapturze?. Wzdycham cicho przekręcając zamek. Jestem w piżamie, z rozwaloną fryzurą, podpuchniętymi od płaczu oczami, niewyspana.. Nie chciałabym być na miejscu osoby, która mnie obudziła. Gdy uchylam drzwi w oczy rzuca mi się światło latarni przez co przymykam oczy. Dopiero po chwili otwieram je co pozwala na przystosowanie do światła.. Przenoszę wzrok na tajemniczą osobę. Zamieram.
- Witaj maleńka...- ten głos.

~~*~~

Witam wszystkich w tą jakże świąteczną (żarcik xD) sobotę..
Myślę że niektórzy się nie spodziewali..
Pomyślałam, że spróbuję, nie warto się poddawać..
Notkę o zawieszeniu, usunęłam.
Wiem że krótki przepraszam....
Ale mimo wszystko mam nadzieję że się Wam podoba chociaż odrobinkę :D
Zapraszam do komentowania...

Buziaki,
Wasza,
Miśka Verdas :*

PS. Jak widać zmieniły się kolorki blodża, co myślicie? 

niedziela, 14 grudnia 2014

Przegrać walkę...

"Każdego dnia cieszysz się tym co masz.
Jest przy Tobie tak wiele ludzi, których kochasz. 
Wszystko wydaje się piękne.
Idealne. 
Gdy nagle upadasz.
Powraca twój największy koszmar. 
Boisz się samotności.
Krzyczysz, błagasz aby ktoś został. 
Pomógł ci. 
Ale ich już nie ma. 
Odeszli gdy tylko przydarzyła się pierwsza lepsza okazja.
Czujesz ból, ogromny ból który doprowadza cię do szaleństwa. 
Nie możesz opanować tego wszystkiego co dzieje się w twoim sercu. 
Wiesz że to wszystko za chwilę wybuchnie. 
Zaczniesz nienawidzić całego świata. 
Pragniesz się zatrzymać, ale jest już za późno. 
To koniec. 
Przegrałeś walkę. 
Poddaj się.
Nic nie będzie takie jak wcześniej. 
Wszystko się zmieni. 
Na o wiele gorsze. 
Teraz poznasz drugą stronę świata. 
Zagubisz się w tym, będziesz płakał, prosił aby się wydostać. 
To nic nie da. 
Z każdym dniem będzie ciężko. 
Aż w końcu się przyzwyczaisz do tego stanu. 
Wmówisz sobie że życie jest złe. 
Gdy nagle nie wiadomo skąd pojawi się osoba która pomoże ci wstać z niewyobrażalną siłą, dlatego nie pozwól jej odejść.
Bo to dzięki niej jeszcze tu jesteś."

sobota, 11 października 2014

Rozdział 9 część druga " Czy ja śnię? "

Rozdział dedykuję mojej najwspanialszej przyjaciółce Cheryl *~*
( APLAUS )
Dziękuje Ci za to że jesteś, wspierasz mnie, pocieszasz w każdej możliwej sytuacji.
Dziękuje że we mnie wierzysz...
Gratuluję zwyciężczyni :*
Wiem trochę spóźniona.. Przepraszam, ale przez tą szkołę nie mam w ogóle czasu...
Tak więc jeszcze raz dziękuje i mam nadzieję że nie będziesz zawiedzona że dedykowałam Ci to coś co nazywają rozdziałem.
Kocham <3





" Gdybyś kiedyś we śnie poczuła, że oczy me już nie patrzą na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał. " ~ Stefan Żeromski


*Violetta*

Leżę wpatrując się w te jego cudowne oczy, nasze usta są niebezpiecznie blisko siebie. Nie wiem co powiedzieć. Z jednej strony moje serce tak długo na to czekało. Spełniło by się jedno z moich marzeń. Ale rozum mówi abym odsunęła się, uciekła. Podpowiada że oboje będziemy przez to cierpieć. A ja nie chcę aby on cierpiał. Za bardzo mi na nim zależy. Gdy w końcu słowa które powiedział docierają do mnie nabieram powietrza aby coś powiedzieć i wtedy przerywa mi.
- Przepraszam. Przepraszam to głupie. Nie powinienem był tego mówić. Wiem że to dziecinne, niedorzeczne ale ja.. zakochałem się w tobie. Codziennie rano budzę się mając przed oczami twój uśmiech, te piękne jak morze czekolady oczy, słodkie usta, całą ciebie. Nawet jeżeli się staram nie mogę przestać. Jesteś wszędzie. Stałaś się moim narkotykiem. Sprawiłaś że chcę więcej i więcej. Nie powinienem. Chciałbym być dla ciebie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Wmawiałem sobie że to tylko chwilowe zauroczenie że to minie, ale to się nasila. Gdy przypadkowo mnie dotykasz świat staje się piękniejszy. Nabiera kolorów. Moje serce promienieje. Znamy się zaledwie parę dni a ty zawróciłaś mi w głowie. Sprawiłaś że chcę się zmienić. Stać się kimś lepszym, dla siebie, a przede wszystkim dla ciebie. Zdaję sobie sprawę że potrzebujesz czasu. Że możesz nie mieć na razie zbyt dużego zaufania do mnie. Jeżeli chcesz to nawet o tobie zapomnę o ile to możliwe. Tylko błagam pozwól mi chociaż raz posmakować tych ust o których myślę każdego ranka. Jeden jedyny raz.- mówi na jednym wdechu.
Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Jeszcze nigdy nie usłyszałam tak pięknych słów. Jeszcze nigdy, nikt nie był dla mnie tak delikatny, czuły, kochany. Jeszcze nikomu nie zależało na moim szczęściu. Nie znam słów aby opisać co czuję w tym momencie. Ale wiem czym mogę to zastąpić.
Przybliżam się jeszcze bliżej niego. Przechylam lekko głowę, przymykam powieki a już po chwili nasze usta stykają się ze sobą. Motyle w moim brzuchu wybuchają, a ja czuję pożądanie. Mogę przysiąc że właśnie się uśmiecha. Ja również jestem szczęśliwa. Mam przy sobie najprzystojniejszego, najukochańszego chłopaka na świecie. I wystarczy chwila a może on być MÓJ. Tylko mój. Czuję jak kładzie rękę na moim policzku delikatnie go gładząc. Chcąc zaczerpnąć powietrza otwieram troszkę szerzej usta a on wykorzystuje moment i wkłada mi język do buzi. Pieści moje podniebienie. Jestem wniebowzięta. Nie wiem ile czasu trwa ten jakże pożądany pocałunek, ale dla mnie to piękna wieczność. Moje serce skacze z radości, a w podbrzuszu czuje dziwne uczucie. W mojej głowie pojawia się pytanie Czy ja śnie? Jeśli tak to nie chce budzić się nigdy w życiu. Z myśli wyrywa mnie rzeczywistość, a właściwie Leon który oddala się ode mnie tym samym kończąc pocałunek. Jednak po chwili styka nasze czoła razem próbując uspokoić oddech. Patrzy się na mnie tymi swoimi pięknymi oczami a ja czuję jak się rozpływam. Dlaczego on tak na mnie działa?
- To było...- zaczyna.
- Magiczne, wspaniałe... Idealne.- dokańczam za niego a na moją twarz wkrada się szczery uśmiech, który on odwzajemnia. Pomiędzy nami panuję niezręczna cisza którą postanawiam przerwać.
- To... co teraz?- pytam.
- Sam do końca nie wiem. Może wybierzemy się gdzieś tak jak planowaliśmy zanim on... Przepraszam nie powinienem był o nim wspominać.- dokańcza ścierając pojedyncza łzę spływającą po moim policzku.
- Nie przejmuj się wszystko w porządku- szepczę - Z chęcią się gdzieś wyrwę, ale musisz mi dać godzinę na ogarnięcie tego co mam na sobie.
- Ależ wygląda pani pięknie, panno Castillo- mówi to jak król, powodując tym samym ogromny uśmiech na mojej twarzy.
- Dobra, dobra nie podlizuj się- odpowiadam cicho się śmiejąc.
- Ej, to ja tu chcę być miły a ty co? Foch!- udaje obrażonego.
Wywracam teatralnie oczami a następnie całuję jego polik.
- Leoś no nie obrażaj się.
Nie odpowiada, więc wstaję.
- Dobrze w takim razie nigdzie z tobą nie idę- mówię zgarniając ręcznik. Kieruję się do łazienki.
- Przepraszam- słyszę głos szatyna. Uśmiecham się zwycięsko i nic nie mówiąc wchodzę do pomieszczenia.





~50 minut później~



- Vilu pospiesz się bo w końcu tu zasnę i nigdzie nie pójdziemy- słyszę groźbę zza drzwi.
- Pięć minut i jestem gotowa- odpowiadam.
Zawijam ciało ręcznikiem a następnie podchodzę do umywalki i patrzę w swoje odbicie. Wzdycham na obraz, który mam przed oczami. Siniaki, zaczerwienienia.. Nienawidzę go za to co mi zrobił. Najgorsze jest to że mam świadomość że gdyby nie Leon mógł by mnie zabić. Pragnął tego. A może to i lepiej... Przynajmniej teraz nie musiałabym się zamartwiać czy aby na pewno Leon jest bezpieczny. Kogo ja oszukuję. Nam obojgu może się coś w każdej chwili stać. Jednak myśl że mam przy sobie kogoś tak wspaniałego jak szatyn uspokoją mnie. Wiem że będzie mnie chronił gotów oddać swoje życie dla mnie. I to jest ta druga strona tego całego labiryntu. Nawet jeśli próbowałabym go od siebie odsunąć nie potrafię. Jest jakaś niewidzialna siła która mnie do niego ciągnie. A ja poddaje się jej gdy tylko go widzę. To jest ekscytujące a zarazem przerażające. No bo czy można aż tak bardzie kogoś chcieć? Serce każe mi się cieszyć chwilą, rozum myśli odwrotnie. Podpowiada mi że z tego będą ogromne problemy. To wszystko jest zbyt trudne. Postanawiam oczyścić swój umysł, zapomnieć na chwilę. Iść za głosem serca. To ON jest teraz najważniejszy.
Wyciągam z szafki kosmetyczkę. Zazwyczaj nie maluję się zbyt mocno ale nie mogę nie chcę pokazywać się w takim stanie. Wyciągam odpowiednie rzeczy a następnie przystępuje do określonej czynności. Gdy kończę jestem zadowolona z efektu. Ran nie widać aż tak bardzo, oprócz kreski na lewym policzku której nie udało mi się do końca ukryć. Nawet nie wiem jak ona powstała. Możliwe że zrobiłam sobie to sama próbując się bronić. Nie wiem. Byłam zbyt przerażona żeby trzeźwo myśleć, pomimo że starałam się ukryć strach za wszelką cenę.
Włosy rozczesuję zostawiając je rozpuszczone. Są naturalnie po podkręcane co dodaje im "blasku".
Ubieram biały koronkowy komplet bielizny a na to zakładam kremową sukienkę sięgającą do kolan.
Na koniec psikam się moimi ulubionymi perfumami. Spoglądam w lusterko i stwierdzam że wyglądam całkiem nieźle. Mam nadzieję że spodoba się Leonowi.
Wychodzę z łazienki, zakładam buty pasujące do ubioru. Są to obcasy tego samego koloru co sukienka. Kieruję się do salonu gdzie mam nadzieję że znajduje się szatyn. Nie mylę się. Siedzi i ogląda jakiś serial. Gdy mnie zauważa lustruje mnie od góry do dołu. Rumienie się. Uśmiecha się do mnie po czym wstaje i podchodzi bliżej.
- Pięknie wyglądasz- mówi i całuje mój polik.
- Dziękuje, idziemy?- pytam zmieniając temat.
- Pewnie, panie przodem- odpowiada otwierając drzwi i jak na gentelmana przystało przepuszcza mnie pierwszą. Czuję jego wzrok na swoich pośladkach co nie wiem dlaczego wpływa na mnie bardzo dobrze. Mało powiedziane. Zaczynam jeszcze zgrabniej kręcić swym tyłkiem.
- Przestań- szepcze szatyn, na co ja uśmiecham się sama do siebie.
- Ale co ja robię?- droczę się z nim.
- Kusisz mnie - odpowiada a ja odwracam się gwałtownie w jego stronę.
- No niestety, musisz wytrzymać- mówię i pokazuję mu język. Wzdycha głośno.
Oboje kierujemy się do jego luksusowego auta. Nie wiem czy to BMW czy może jakieś inne cacko. Ale chyba sami rozumiecie, jestem kobietą i mam prawo nie być specjalistką w tej dziedzinie. Szatyn otwiera mi drzwi. Wsiadam i zapinam pasy. Chłopak obchodzi auto dookoła po czym sam wsiada na miejsce kierowcy. Ruszamy. Jedziemy do.... No właśnie nie mam zielonego pojęcia gdzie się wybieramy. Leon uparł się że ma być to niespodzianka. Nie chciałam się kłócić więc odpuściłam.
Opieram głowę o zimną szybę i już po chwili odpływam...






Czuję jak ktoś mnie szturcha w ramię. Otwieram swoje oczy. Zasnęłam. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to uśmiechnięty chłopak. Czy on musi być taki boski?
- Gdzie jesteśmy?- pytam zaspana.
- Chodź- mówi nie zwracając uwagi na moje wcześniejsze pytanie. Wykonuję jego prośbę. Wysiadam, a następnie kieruje się za nim. Idziemy jakieś pięć minut.
Gdy docieramy na miejsce jestem wniebowzięta.
Widok jest cudowny.
Nie trzeba pytać czy mi się tu podoba bo to widać.
Siadamy na kocu, który przypuszczam że został przygotowany gdy spałam. Zadowolona zaglądam do koszyka leżącego obok i wyciągam różne przysmaki. Tak swoją drogą to kiedy on je przyszykował..
Wszystko wygląda wyśmienicie. Widząc tyle jedzenia mój brzuch daje o sobie znać.
Wyciągam truskawkę z pojemnika i maczam ją w czekoladzie. Zadowolona szybko ją "pochłaniam".
Szatyn robi to samo tyle że z bananem. Po piętnastu minutach czuję że jestem pełna. Leon właśnie leży na kocu z rękami pod głową. Nie wiem czemu ale nachodzi mnie straszna ochota aby się do niego przytulić. To też robię. Kładę się obok a następnie przytulam do jego torsu.  Czuję bicie jego serca. Przy nim mam poczucie że jestem bezpieczna. Z jednej strony to jest takie wspaniałe a z drugiej boję się tego.






- Dziękuje za wspaniały dzień- mówię gdy stoimy przed moim domem.
- Nie ma sprawy. To czysta przyjemność.
W podziękowaniu całuję go delikatnie w prawy policzek. Gdy się od niego odsuwam patrzymy sobie w oczy. Nie mogę się powstrzymać. Wpijam się w jego wargi. Zarzucam ręce na jego szyję. Przez chwile zdziwiony nic nie robi ale po chwili łapie mnie w tali i przysuwa jeszcze bliżej siebie. Oddaje każdy pocałunek.
Co ja robię? Pytam się w myślach.




**************


Tak o to prezentuje się druga część rozdziału.
Przepraszam że pojawia się ona tak późno ale wiecie szkoła, więcej obowiązków. Jestem w drugiej klasie gimnazjum, wszystko jest nowe dlatego trzeba się spiąć. Do tego cały czas są jakieś kartkówki, sprawdziany. To dopiero październik a ja już mam po dziurki w nosie tej całej szkoły i chcę wakacje albo święta...
Poza tym nie było określonej ilości komentarzy. No ale zlitowałam się xdd


Pewnie zauważyliście że zaszły pewne zmiany. A mianowicie sposób pisania, osoba. Dlaczego? Już tłumaczę. Tak piszę mi się o wiele lepiej. Wiem co chcę napisać i przychodzi mi to z łatwością a wcześniej tak nie było. Ale mam nadzieję że przez to was nie zawiodę.


Śmiało piszcie czy podoba się wam opowiadanie w takiej formie czy może jednak wrócić do starej.


Miłego weekendu,
Buziaki,
Miśka Verdas.


ROZDZIAŁ 10- 8 KOMENTARZY I WIĘCEJ OD RÓŻNYCH OSÓB.

PS. Rozdział 10 ukażę się najprawdopodobniej we wtorek, ale nie obiecuję.
















Notka informacyjna

Rozdział 9 część druga ukaże się 12.10.2014 r- sobota.
Dlaczego tak późno?
1. Szkoła, dużo nauki, kartkówki, sprawdziany...
2. Miało być 10 komentarzy czekałam, wciąż czekam.
3. Brak weny

Chcę tylko powiadomić że jeżeli chcecie aby pojawił się rozdział 10 musi się pojawić określona liczba komentarzy + więcej. W przeciwnym razie rozdział się nie pojawi.

Blogger chyba się na mnie obraził i pozamieniał opublikowane notki, dlatego proszę nie dziwić się że notka pt "Konkurs miejsce 1" jest pod spodem.


Druga część OS pojawi się- nie wiem kiedy.
Nie mam zbytnio czasu na pisanie..
Ale gdy tylko go znajdę coś naskrobię.


Mam nadzieje że mi wybaczycie.


Przepraszam za długość i jakość ale jestem chora i zmęczona dlatego jedyne o czym myślę to sen...

Dobranoc,
Miśka Verdas *~*

Konkurs Miejsce 1 !!!!


OS "Wszystko widać w oczach"

Autorka: Cheryl



Koloru ciemnej czerwieni, są myśli dziewczyny.
A czarnego chłopaka.

~ ♦ ~


“Żaden dzień się nie powtórzy,

nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch  tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy...”

~♦~

Każdego słonecznego dnia, przez żaluzje do naszego pokoju wdzierają się jasne promienie słońca, które sprawiają, że się budzimy.

A co, jeśli byłoby inaczej?

Jak?

Że już nigdy się nie obudzimy. Już nigdy nie otworzymy naszych oczu i już nigdy nasze serce nie zabije w rytm imienia osoby, która jest dla nas ważna?

Nie, stop.

Przecieramy nasze zaspane oczy, wstajemy z wygodnego łóżka, zakładamy na nasze gołe stopy przytulne kapcie i idziemy do łazienki. Bierzemy poranną kąpiel, odprężamy się, myślimy... Odpływamy. Zupełnie w inny wymiar, gdzie jesteśmy sami. Tylko  my, i nasze myśli. W naszej krainie. Której nikt nie może zniszczyć, bo jest to nasze królestwo. My tam rządzimy i my sami piszemy scenariusz, jaki mamy grać. Wyobrażamy sobie, że tamto życie, jest jak bajka.

A tak nie jest?

Bajka? Nie bądź śmieszny.

A to na ziemi nie jest bajką?

Nie gadaj głupstw. To jest podła rzeczywistość, która sprawia, że z każdym dniem masz już dość.

Czemu tak sądzisz?

Życie mnie zmieniło.

Na gorsze, czy lepsze?

Lepsze. Gorsze.

Wierzysz w miłość?

Tak. Nie.

Nauczę Cię kochać.

Nie dasz rady. Nie znasz mnie.

Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.

~ Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem... Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.
Vincent van Gogh

Miłość... Słowo, dwie sylaby, sześć liter. Słowo to sprawia, że nasze serce zaczyna bić w rytm imienia osoby, przez które zostało wypowiedziane. Ten wyraz nie niesie w sobie nic nadzwyczajnego, ani ciekawego. Jest to zwykłe słowo, które dla niektórych ludzi niesie szczęście, a niektórych ból.

Ból?

Miłość mnie zraniła.

~ Nie można zbyt wysoko stawiać swoich oczekiwań, ponieważ każde przywitanie, kończy się pożegnaniem...

Każdy z nas cieszy się, kiedy od bliskiej osoby usłyszy zwykłe "Kocham Cię". Słowo nie wnosi, wnosi wiele do naszego życia. Te dwa słowa sprawiają, że rozpiera nas szczęście. Czujemy, jak ciepło napływa do naszego wnętrza. Jak gdy tylko jesteś w złym humorze, lub jest ci smutno, a otrzymasz wiadomość od osoby, na której ci zależy, od razu na twojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Słyszysz to słowo od rodziców, potem od przyjaciół, a z czasem od chłopaka, który zawrócił nam w głowie. Zakochujesz się, chcesz spędzić z nim resztę swojego życia. Cieszysz się, na sam jego widok. Chcesz pozostać przy nim już na zawsze...

A co jeśli ja już tak nie ma i nic nie czuję?

~ Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego siebie. Zamyka się w sobie.
 Jan Twardowski

Każdy dzień tygodnia spędzamy tak samo. Budzimy się, idziemy do szkoły, uczymy się, uśmiechamy się, wracamy do domu, odrabiamy lekcję, włączamy telewizor, oglądamy, kładziemy się spać, zasypiamy... Ale co, jeśli żadna z tych czynności nie ma dla jednej osoby najmniejszego sensu?

Kochałam, zawiodłam się, nie chcę już zasmakować miłości...

On znaczył dla niej zbyt wiele, aby tak po prostu zapomnieć. Każdy mówił jej "Będzie dobrze", ale nic do tej pory nie było dobrze. Każdego dnia o nim myślała. Dzień i noc. Nie ma chwili, bez której w jej myśli nie pojawił się brunet. Nadal pamiętała pierwsze spotkanie ich oczu. Co wtedy czuła, jak w środku krzyczała, jak w środku szalała na jego widok. Ciarki, które były spowodowane jego dotykiem  na jej ciele. Rumieńce, kiedy mówił jej "Ślicznie wyglądasz". Jego uśmiech, ich pieszczoty, które sprawiały, że miłość do niego rosła. Szeptanie sobie do ucha, pocałunki w policzek, usta... Motylki, które wesoło tańczyły w jej brzuchu. Trzymanie się za ręce, w czasie spaceru po plaży. Wspólne karmienie się truskawkami w czekoladzie, randki. Przytulanie się, wspólne wygłupy, nocowanie, dzielenie nawzajem łóżka, tajemniczo skradzione pocałunki, rozmowy przez telefon, esemesowanie do drugiej w nocy, mówienie sobie słodkich słówek, żegnanie się na dobranoc, mówienie sobie "Kocham Cię"...

Było, minęło. Czasu nie cofnę.

Mieli tyle rzeczy razem zaplanowanych. Chociażby nadchodzące wakacje, które mieli spędzić we dwójkę. Tylko on i ona. Sami. Pinezki, przyczepiane na mapie do miejsc, które chcieli wspólnie zwiedzić. Nacieszyć się sobą, być przy sobie. Na zawsze... Zamieszkanie razem w jednym domu, stworzyć kochającą się rodzinę, z gromadką dzieci. Bycie razem, na wieki...

Nie uszło po naszej myśli tak, jak myśleliśmy. Trudno...

Usiadła na parapecie w swoim pokoju. Podciągnęła swoje długie nogi w górę i objęła je dookoła rękami. Spojrzała na ciemne niebo, na którym widniały miliony jasnych gwiazd.

 " - Znajdź najjaśniejszą gwiazdę na niebie.
Dziewczyna spojrzała w górę i zaczęła przeszukiwać niebo w znalezieniu tej najjaśniejszej.
- Znalazłaś?
- Tak - odpowiedziała z uśmiechem wymalowanym na twarzy nadal patrząc się w jasny punkt.
- To właśnie ty jesteś tą gwiazdą. To właśnie ty świecisz najjaśniej na świecie. Ty wnosisz do mojego życia blask, dzięki któremu żyję. "

Po policzku dziewczyny spłynęła samotna łza, która skapnęła na białą bluzkę dziewczyny. Tak jak tamtego wieczoru, uczyniła to samo. Chciała znaleźć najjaśniejszą gwiazdę. Przeszukała każdy zakątek nieba, ale jej nie znalazła.

~ Bo ta gwiazda już wygasła. Już nie świeci tak jasno, jak wcześniej. Nie ma już dla kogo świecić. Straciła swój blask. Na zawsze...

- Przepraszam za to, że byłam. Za to, że się w tobie zakochałam. Za to, że musiałeś ze mną wytrzymywać. Za wszystko, co zrobiłam źle. Za moje nastroje, moje błędy. Za to, że musiałeś się o mnie ciągle martwić. Za to, że wszystko popsułam, jak zwykle zresztą. Już więcej nie będę przeszkadzać - swoją głowę spuściła w dół. Dała upust emocjom. Po jej policzku spływały łzy, płakała... Tyle razy sobie wmawiała, że za nim nie tęskni, że jej go nie brakuje, że da radę o nim zapomnieć, że wszystko będzie dobrze.

Oszukiwałam samą siebie. Każdy mnie oszukiwał.

~ Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie, jak przeżyć.
Jonathan Carroll,  Poza ciszą

Ciągle grała twardą i była w przekonaniu, że wszystko jest w porządku, ale kiedy przyszło co do czego, zaczęła żałować, że tak postąpiła. Znaczył dla niej wszystko. To on sprawiał, że chciała dalej żyć. To on wnosił do jej życia światło, to on dawaj jej wszystko, czego potrzebowała. To on był dla niej nadzieją. To on ją pocieszał, kiedy było jej źle. Nigdy jej nie zranił.

Nigdy...

Pomagał jej w każdy możliwy sposób, aby jej humor się poprawił. Zawsze wiedział, co może ją trapić i zawsze znał na to lekarstwo, dzięki któremu czuła się o wiele lepiej. Piosenka... Piosenka, którą ona napisała dla niego i podarowała mu ją w prezencie za wszystko, co dla niej zrobił. Szczególnie robiło jej się ciepło na sercu, gdy pamiętał ją na pamięć i grał ją na swojej gitarze, którą dostał od Argentynki. Dzięki niej wiedziała, że będzie ją zawsze pamiętał, że będzie ją miał w sercu. Już na zawsze...


To jest odrobinę zabawne, to uczucie w środku
Nie jestem jedną z tych, którzy łatwo mogą coś ukryć
Nie mam dużo pieniędzy, ale chłopcze gdybym miała
To kupiłabym duży dom, gdzie oboje moglibyśmy mieszkać

Więc wybacz mi zapominanie, ale to coś co robię
Widzisz, zapomniałam czy one są zielone czy niebieskie
W każdym razie, to co naprawdę mam na myśli...
Twoje oczy są najsłodszymi jakie kiedykolwiek widziałam

I możesz powiedzieć wszystkim, to jest twoja piosenka
Może jest całkiem prosta, ale teraz kiedy jest ukończona..
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że zapisałam to w słowach
Jak cudowne jest życie podczas, gdy jesteś na świecie

Gdybym była rzeźbiarzem, ale wtedy znowu, nie
Lub dziewczyną, która robi mikstury w wędrownym przedstawieniu
Wiem, że to niewiele, ale to najlepsze co potrafię zrobić
Mój prezent to moja piosenka i ta jest dla Ciebie

I możesz powiedzieć wszystkim, to jest twoja piosenka
Może jest całkiem prosta, ale teraz kiedy jest ukończona..
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że zapisałam to w słowach
Jak cudowne jest życie podczas, gdy jesteś na świecie...

Uśmiechnęła się na samo to wspomnienie. Tyle włożyła serca w tą piosenkę. Dla niego... Chciała, aby była idealna, przekazywała uczucia, które nosi w sobie dla niego, aby wszystko razem pasowało. Nadal pamięta, kiedy pierwszy raz zaśpiewała ją dla bruneta, jego reakcję, jej łzy, kiedy ją śpiewała.

On był dla mnie wszystkim, co miałam... A ja pozwoliłam mu tak łatwo odejść.

Ten wieczór... Gdy go straciła. Nadal nie może zapomnieć o tym dniu. Ciągle o tym myśli. Że to jej wina, że to przez nią. Osądziła go o coś, czego nie zrobił...


"Spotkała się z nim w parku. W ich miejscu, które, do czasu, należało tylko do nich. Widziała sylwetkę Meksykanina, która zmierzała w jej stronę. Jest to pierwszy raz od tygodnia, kiedy go widzi. Nie chciała mieć z nim bliskiego kontaktu.

Nie po tym, co mi zrobił.

Unikała go. Nie chciała widzieć go na oczy, dopóki wszystkiego nie przemyśli. Nie chciała słuchać, jak się usprawiedliwia.

A mogłam...

Ciągle powtarzał, że mnie kocha, a ja w to wierzyłam.

Zamknęła  lekko oczy i głośno wzdychnęła. Jeszcze parę kroków i będzie z nią w bliskim kontakcie. Podszedł bliżej. Stanęli twarzą w twarz. Czuła jego obecność, słyszała mocne i szybkie bicie jego serca.

Tak samo było z moim.

Otworzyła swoje powieki. Na widok jego zdezorientowanej, smutnej twarzy, w jej oczach pojawiły się lśniące łzy, które po chwili zaczęły spływać po policzku dziewczyny. Nastolatkowie długo wpatrywali się w oczy osoby, która stała na przeciwko.


~ Wszystko widać w oczach.

Nie prawda. W moich już nic nie ma.

Brunet patrzył się w czekoladowe tęczówki Argentynki, ale nic z nich nie mógł wyczytać. Jakby nic w nich teraz nie było. Jakby wszystko wyparowało, za jednym pstryknięciem.
- Zdradziłeś mnie... - w końcu przemówiła, po długiej i niezręcznej ciszy. Słowo, którego nigdy nie chciała, ani nigdy nie miała zamiaru wymawiać. Słowo to ja bolało. Okropnie...
- Proszę cię... Nie mów tak. Nie mógłbym tobie tego zrobić, rozumiesz? Za wiele dla mnie znaczysz, żeby od tak cię zdradzić. Nigdy bym się nie odważył.
- Tak? A jak wytłumaczysz to, że widziałam Cię, jak śpiewałeś dla innej naszą piosenkę? - po jej policzku spłynęło parę nowych mokrych kropel.

~ Same słowa nic nie znaczą, jeśli nie wypełni się ich treścią.
Stephen King Joyland

Śpiewał naszą piosenkę dla innej.

Ta rzecz ją najbardziej bolała. Ich piosenka, a śpiewał dla innej dziewczyny. Lepszej? Ładniejszej? Widać było, że od razu, kiedy brunet to usłyszał, zaczął się lekko denerwować, a jego twarz przybrała kolor jasnego różu. Dziewczyna widząc reakcję chłopaka, z niedowierzaniem pokręciła głową.

Myślałam, że był inny...

- Dobrze... Wiesz co? Udajmy, że Cię nie kocham, że nie potrzebuję, że nie tęsknie i że nie płaczę. Bo tak będzie lepiej. Uzależnienia są złe, a Ty mnie uzależniasz - rzekła, a po jej policzkach zaczęło lecieć coraz więcej łez, które niewinnie skapywały na chodnik.
- Skoro tak wolisz…- spuścił głowę w dół. Nie wierzył, że tak łatwo się poddał. Bez żadnej walki. Nawet nie próbował.

Koniec...

W tym momencie pękło jej serce. Tak bardzo chciała, aby zaprzeczył... "

~♦~

"Postanowił wyjechać. Oddalić się od niej, aby miała lepsze życie, bez niego. To miasto przypomina mu tylko o niej. Chodząc uliczkami miasta, na każdym kroku, kiedy odwróci swoją głowę w bok, wyobraża sobie ich postacie, całujących się, przytulających, śmiejących się... Chce, aby ułożyła sobie życie z kimś innym, lepszym od niego. Z kim będzie szczęśliwa, założy wspaniałą i kochającą się rodzinę. Chce, aby zapomniała...

Ja pragnę tylko i wyłącznie ciebie, nikogo innego. Bez ciebie nie będę szczęśliwa.

Chciał się z nią spotkać, aby poinformować ją, o jego wyjeździe.

Dobrze robię?

Siedział na białej ławce. Dla innych ludzi ta ławka wydawałaby się zwykłą, ale nie dla tej dwójki. Była to ich ławka. Właśnie na niej po raz pierwszy złożyli na ustach drugiej osoby swój pierwszy pocałunek. Siedział ze spuszczoną głową w dół i przypomniał mu się ten raz, kiedy powiedziała mu, że ją zdradził. Ciągle myśli o tym dniu, kiedy to po raz ostatni się widzieli. Teraz mijają dwa miesiące, od kiedy razem nie rozmawiali. Wszystko między nimi tak po prostu prysnęło.

Jak zwykła bańka mydlana...

~ Ludzie uważają, że pierwsza miłość jest piękna i nigdy nie piękniejsza niż w momencie, kiedy ta pierwsza więź się zrywa. (…) A jednak to pierwsze złamane serce zawsze boli najbardziej, goi się najwolniej i pozostawia najbardziej widoczną bliznę.
Co w tym pięknego?

Stephen King Joyland


Myślał o tym, jak tak szybko mógł się poddać. Bez jakiejkolwiek walki. Pokazał, że mu na niej nie zależy, że go nie obchodzi, że jej nie kocha... Kochał i kochać ją będzie nad życie. Nigdy miłość z jego strony do kogoś nie była tak bardzo silniejsza jak do brunetki. Właśnie ona pokazała mu jak to jest być kochanym. Nawzajem się dopełniali i tworzyli jedność...
Usłyszał cichy stukot koturn, które zazwyczaj nosiła dziewczyna. Podniósł głowę i spojrzał w stronę, z której nadchodził ten dźwięk, a serce zaczęło mu szybciej bić.

To ona.

Szła wolnym krokiem i wpatrywała się w bruneta. Mimo tego, że popełnił błąd, ona nadal go kochała. Każdej nocy, odkąd się rozdzielili, płakała... Gdy zasypiała, przypominała jej się każda spędzona chwila razem z nim, a na policzkach ciekły słone łzy. Zawsze co noc chwytała ich wspólny album, i przeglądała zdjęcia z najlepszych i najwspanialszych chwil razem z nim, słuchając jego ulubionej piosenki. Zdarzało się też, że czytała ich esemesy. Lecz nie było żadnej nocy, w której na policzkach brunetki nie pojawiły się łzy. Każdej nocy, każdego dnia, każdego tygodnia, każdego miesiąca, odkąd zerwali. Sprawiało jej to ogromy ból w sercu, a każde o nim wspomnienie, wywoływało samotną łzę na jej policzku.

~ Ludzie odchodzą, ale wspomnienia po nich pozostają w naszym sercu. Nie ważne jak bardzo byśmy się starali... I tak nie wymażemy ich z naszego serca.

Brunet od razu wstał, chwycił białą różę, która leżała bezwładnie koło niego i schował ją za swoimi plecami. Stanęli naprzeciwko siebie. Brunet nie słyszał nic innego niż tylko mocne i szybkie bicie jego serca.

Zupełnie tak, jak tamtego wieczoru...

Wpatrywali się w swoje oczy. Brunet wyczytał z oczu brunetki wiele uczuć, których nigdy u niej nie chciał wywołać. Nie chciał widzieć jej takiej, jaka była teraz. Przygnębiona i cholernie zawiedziona na brunecie. Chciała go nienawidzić, ale nie potrafiła. Jej serce należało w całości do niego.

Skradł je już na zawsze.

Nienawidził tej głuchej ciszy między nimi. Już otwierał usta, ale się powstrzymał. Spojrzał, na jej twarz. Był tak zapatrzony w czekoladowe tęczówki dziewczyny i nie zauważył, że chciała ukryć przed nim czerwone i podkrążone oczy, nakładając bardzo dużo pudru, na jej bladą twarz. Był na siebie zły, że wywołał u niej taki okropny ból, jak i uczucie.
- Płakałaś - stwierdził i w końcu przerwał tę dręczącą między nimi ciszę. 
- Nie prawda - odpowiedziała natychmiast. Chciała ukryć przed nim prawdę, ale i tak wiedziała, że nie da się nabrać.
- Nie musisz mnie oszukiwać, wiem to. I wiem też to, że łzy były spowodowane moją osobą - po tym co powiedział, kompletnie nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie ruszyła się ani o milimetr. Stała i wpatrywała się w oczy Meksykanina. Znów między nimi pojawiła się niezręczna cisza. W swojej głowie układał słowa, które chciałby powiedzieć brunetce. Lecz kiedy znów chciał otworzyć usta i powiedzieć to, czego tak bardzo nie chciał, sama otworzyła usta.
- Odejdę, ale najpierw muszę to od ciebie usłyszeć. Powiedz mi, że nigdy, choć przez chwile , nie byłam dla ciebie ważna. Że nigdy nic dla ciebie nie znaczyłam. Że te wszystkie obiecanki, były nic nie warte. Że te wszystkie spojrzenia, wymienione słowa, najpiękniejsze chwile były dla ciebie niczym. Powiedz, że każdą chwile ze mną zaliczasz do tych najgorszych, zmarnowanych. Wykrzycz, jak bardzo nienawidziłeś moich uczuć do ciebie, i tego, że byłam nawet wtedy, gdy raniłeś najmocniej. Że w sercu śmiałeś się, gdy opowiadałam ci najsmutniejsze sytuacje z mojego życia. Że nie obchodziły cie moje sprawy. Że wszystkie słowa , które miały dla mnie ogromne znaczenie, były zwykłymi myślami rzuconymi na wiatr. Obiecuję, że zostawię cię raz na zawsze, gdy prosto w oczy powiesz mi, że nigdy nie raniły cie moje łzy. Że nigdy tak naprawdę mnie nie kochałeś. Jednak zanim się odezwiesz, przypomnij sobie, ze martwię się o ciebie bardziej, niż o siebie samą i to, jak bardzo cię kocham... - z tępym wzrokiem wpatrywał się w czerwoną różę, która lekko bujała się na wietrze. Analizował dokładnie każde słowo, które zostało przez nią wypowiedziane, ale nie chciał tego słuchać. Wszystko, co powiedziała, było okropnym kłamstwem, więc od razu, kiedy skończyła mówić, odwrócił głowę w jej stronę i powiedział coś, na co nie była gotowa.
- Wyjeżdżam - gdy zauważył łzy i twarz dziewczyny, poczuł okropny ból w sercu. Nie chce jej zostawiać, chce się z nią pogodzić, chce być choć jej przyjacielem. Chce po prostu przy niej być. Pomagać, ocierać łzy smutku, szczęścia... Śmiać się, żartować. Zupełnie tak, jak dawniej.
Z twarzą mokrą od łez, przeszła obok bruneta i opadła na białą ławkę. Swoją zapłakaną twarz zakryła dłońmi i zaczęła głośniej szlochać. Brunet nie miał ochoty patrzeć, jak Violetta płacze. Przez jego osobę. Sprawiało mu to wielki ból. Nie chciał doprowadzać w taki stan brunetki.

Ale to zrobił.

Ciągle patrzył się na brunetkę i obserwował jej każdy ruch. Po kilku chwilach podniosła głowę, otarła łzy i czarny tusz do rzęs, który spływał niewinnie po jej policzku, a następnie tępo wpatrywała się w czarny asfalt, na którym od czasu do czasu przejeżdżało auto. Usiadł koło niej.
- N-na ilee? Cz-czemu? P-po c-co? - zapytała, a po jej policzkach znów spłynęły łzy. Już nie miała zamiaru ich ocierać, nie ma sensu, gdyż wiedziała, że i tak będą pojawiać się nowe i nowe... Nie chciał odpowiadać na to pytanie. Nie chciał sprawić jej jeszcze większego bólu, kiedy się dowie. Przyciągnął ją bliżej siebie i otarł łzy spływające po jej policzku, a następnie mocno przytulił.
- N-nie zostawiaj m-mnie. P-prooszę... B-bez c-ciebie s-sobie n-nie p-poradzę... - wtuliła się w bruneta. Nie chce go puścić, nie chce, aby zostawiał ją samą. Bez niego w tym mieście nie wytrzyma. To on był dla niej wszystkim co miała.
- Nie płacz, ćśśś... - przyłożył swoją rękę do jej włosów i lekko zaczął głaskać ją, po jej brązowych niczym czekolada włosach.
Cztery godziny przesiedzieli na ławce i rozmawiali. Zupełnie tak, jak dawniej. Śmiali się, opowiadali, cieszyli się sobą i swoją obecnością. Nie brakowało im tematów do rozmów, dzięki czemu się nie nudzili. Ale kiedy chłopak oznajmił, iż musi iść, automatycznie po policzku dziewczyny spłynęła łza.
- Muszę już iść, wybacz mi...
- Nie wyjeżdżaj... - powiedziała i rzuciła się na bruneta, aby znów go przytulić. Tuląc go, przycisnęła go mocno do siebie i zamknęła oczy, a otwierając je, uroniła samotną łzę.
- Proszę... - szepnęła prawie bez głośnie, lecz on zdołał ją usłyszeć.
- Violu, chcę abyś pamiętała, że kocham cię nad życie. Przepraszam za wszystko, co zrobiłem źle, za wszystkie moje błędy, przez które cierpiałaś. Nie chciałem cię skrzywdzić, ale nikt nie jest idealny. Wybacz mi tą decyzję, ale... Muszę. Podjąłem ją i jej nie zmienię. Bądź szczęśliwa, ciesz się życiem, znajdź kogoś, załóż kochającą rodzinę, zapomnij o mnie...
- Ale Leon... - nie usłyszał jej cichego głosu, gdyż odsunął się na sam koniec ławki i z ziemi podniósł białą jak kreda różę. Następnie znów przybliżył się do Violetty i wręczył jej kwiat.
- Wrócę, gdy ta róża zwiędnie, a jej płatki wypadną... - nachylił się i lekko musnął jej usta, a następnie odszedł. Dziewczyna tego nie zauważyła, tylko nachyliła się w stronę białego kwiatka, aby go powąchać. Nie poczuła żadnego, lekkiego zapachu kwiatu. Gdy dotknęła jednego z płatków, zdała sobie sprawę, że kwiat był sztuczny. Natychmiastowo zalała się łzami, a z jej rąk wyleciała biała róża, która spadła na ziemię. Wstała z ławki i rozejrzała się. Odszedł... Nie pozostawiając po sobie śladu..."


Zeszła z dużego parapetu w swoim pokoju, podeszła do półki, na której znajdowała się róża, którą podarował jej Meksykanin i wzięła ją ze sobą na dół. Zeszła do salonu i podeszła do dużego, otwartego kominka Nachyliła się w stronę koszyka z drewnem i papierem. Wybrała jego duży kawałek, następnie włożyła do środka. Obok koszyka, na półeczce leżało małe pudełeczko zapałek, które wzięła w następnej chwili do ręki i otworzyła. Wyciągnęła cienki patyczek i otarła go o chropowatą stronę papierowego pudełka, a następnie z zakończenia unosił się lekki płomyczek ognia. Zapałkę, trzymającą w ręku przyłożyła do papieru, który znajdował się w kominku od dawna. Podpaliła papier z różnych stron, a potem zapałkę położyła na sam środek drewna. Chwyciła białą różę, która bezwładnie leżała koło niej i wrzóciła ją do wielkiego kominka. Patrzyła się, jak róża płonie, a po jej policzku spłynęła łza.
- Żegnaj...



~ Potrzeba czasu by rany zagoiły się.
Często jednak pozostają blizny, które przypominają nam o wszystkim.

Wszystko co było razem z nim związane, już nie istnieje.

To co było między nami, już nigdy nie powróci.

U mnie w środku już nic nie ma...

~ Człowiek może obejść się bez wielu rzeczy, ale nie może się obejść bez drugiego człowieka
Ludwig Börne

Straciłam go przez mój głupi błąd.

Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiła bym to od razu.

Dla mnie to już koniec, bez niego, nie ma i mnie...

~ Prawda jest taka, że niektóre wspomnienia, a właściwie ich większa część zawsze zostanie w naszej pamięci, czy tego chcemy czy też nie. I bywają takie wieczory, że rozmyślasz nad wszystkim, rozmyślasz nad swoimi błędami, których nie cofniesz, nad osobami za którymi tęsknisz i nad tym jak bardzo chciałbyś cofnąć czas żeby choć na chwilę znaleźć się znów tam gdzie byś chciał.

Zniszczyła sobie życie,
już nigdy nie dozna szczęścia.
Nikt jej w tym nie pomoże,
tylko on był to tego zdolny.
Nie ma go,
już nigdy go nie będzie...




~♦~ 


Witajcie..
Teraz... co ja czuję gdy przeczytałam tego OS'a?
Sama do końca nie wiem..

Tak dużo emocji jest wciąż w środku mnie.
Przeczytałam go chyba z pięć razy.
Za każdym razem szargały mną nowe emocje.
Za każdym razem ryczałam jak dziecko które nie dostało upragnionej zabawki.
Cóż znam Cie już jakiś czas... 
I wiem że to wszystko co napisałaś.
To wszystko płynęło z Twojego serca.
W jakiś sposób pragnęłaś wzbudzić w Nas ogromne emocje?
I wiesz co?

Gratuluję. Udało Ci się to.
Pewnie niektórzy stwierdzą że Cheryl wygrała bo jest moją przyjaciółką.
Ale to bujda.
Ohydne kłamstwa.
Ja oceniając prace nie patrzyłam na to kto ją napisał.
Zwracałam uwagę na treść.
Na to wszystko co działo się w środku mnie gdy czytałam daną pracę.
A tutaj?
Gdzieś głęboko we mnie wybuchła ogromna bomba emocji.

Na początku radość, poczucie że gdzieś jednak istnieje szczęście, miłość.
A potem ból tak nagle we mnie uderzył.
Rozsadził całe moje serce.
Ta praca sprawiła że się zakochałam.
To głupie pokochać coś.
Przecież to nie możliwe.
A jednak.
Bo Ja na pewno pokochałam to ogromne ARCYDZIEŁO.
Wiem że i tak za każdym razem będę wracała aby to przeczytać.

Pomysł?
Nigdy ale to nigdy takiego nie widziałam.

A dzięki temu OS stał się jeszcze bardziej magiczny o ile to w ogóle możliwe.
Przepraszam ale nie potrafię napisać nic więcej.
Doprowadziłaś mnie do stanu.. Okropnego połączonego z czymś pięknym.
To było niesamowite.
I jeżeli ktoś stwierdzi że Karolina nie powinna zająć pierwszego miejsca nie otrzyma ode mnie ani grosza szacunku.
Bo to nawet nie mówiąc że jest idealne, na pewno jest prawdziwe.
A co ważniejsze.
Pisane prosto z serca.
A to liczy się najbardziej.

Dziękuje za to że to napisałaś,
Miśka Verdas <3

PS. Mam nadzieję że to oczywiste że proszę o komentarze.. W końcu arcydzieło powinno być nagrodzone...

poniedziałek, 29 września 2014

Smutno...

Nie wiem czy to dobry pomysł abym pisała tego posta.
Jest to dla mnie zdecydowanie za trudne.
Ale.. Chcę w pewien sposób napisać to co czuję nie wyróżniając nikogo, i nie zastanawiając się czy abym na pewno wszystko napisała tu a tam czy może czegoś nie zapomniałam...
Napiszę to raz, jeden, jedyny raz i wiecej nie wrócę do tego tematu.
To jest straszne...
Stracić tak wspaniałe przyjaciółki w ciągu niecałych dwóch tygodni.
Dwie osoby, które stały mi się bliskie odchodzą z bloggera.
Wiem że to nie koniec mojej...naszej przyjaźni ale jestem pewna słów które napisałam.
Straciłam je.. Jako wzory, natchnienie.
W pewien sposób moje serce zamarzło?
Tak to chyba dobre określenie.
To boli bo w pewien sposób czuję że one odeszły.
Może to dlatego że wszystko zaczęło się własnie od bloggera.
He.. Wciąż pamiętam jak napisałam komentarz pod jednym z postów Patrycji..
Tak się zaczęła przyjaźń, piękna przyjaźń.

Nie wiem co mam pisać... Jestem tak cholernie smutna że brak mi słów.
Gdybym mogła odesżłabym razem z nimi bo bez nich tutaj, na bloggerze nie ma sensu..
Ale nie zrobię tego.
Dlaczego?
Bo chcę walczyć..


Nie będę zaczynała dyskusji czy według mnie to dobry pomysł czy nie.
Ja nie będę się wtracać, bo nie chcę być przeciwko nim.
Gdybym mogła pojechałabym nawet do nich i błagała żeby zostały.
Ale czy to ma sens?
No właśnie...

Przepraszam za wszystko co tu napisałam, że nie potrafię napisać niczego więcej ale boję się że rozkleję się do końca.
Bo w pewnym stopniu mnie też tu niema.
Odeszłam razem z nimi.

Mówiąc między nami to cholernie boli.
Ale po co to wszystko..
Nie wiem w ogóle czy to przeczytaja..
Na co ja liczę.
Że przeczytają i zostaną,
Wiem jestem idiotką. 

niedziela, 21 września 2014

Miśka ma nowego bloga

Hej..
Tak nie mylicie się złożyłam nowego bloga.
Nie wiem do końca jak to wszystko się potoczy ale żyję teraźniejszością..
Serdecznie zapraszam!

Blog jest o Leonie i Vilu.
Mam nadzieję że się wam spodoba :D 
Nie będę więcej zdradzać sami wpadajcie i sprawdźcie co i jak..
No to miłego czytania.
A i jeszcze, KOMENTUJCIE PROLOG 


Buzi,
Miśka Verdas :*

PS. Rozdział pojawi się gdy pod poprzednim rozdziałem pojawi się odpowiednia ilość komentarzy.

poniedziałek, 1 września 2014

Blog piękny jak niebo *.*

Hejka misie, przychodze do Was z reklamą cuda..
A to całkiem zabawne bo cudo piszę cudo :D
Tak więc jest to blog  mojej kochanej przyjaciółki, Patrycji Varn!
Jupi!!!!!!
Aplauz!!!!!!
Gorące  brawa!
Tak tak Ja równiez jestem zaczarowana..
Kolejny wspaniały blog, wspaniałej pisarki.
Powiem Wam szczerze że Ja się w nim zakochałam od pierwszego wejrzenia.
I jestem pewna że z wami stanie się podobnie.
Ta historia..
Po prostu wciąga.
Po pierwszym zdaniu człowiek czuję masę emocji. 
No dobra prolog był lekko przerażający.
Ten strach przeszedł na mnie.
Czułam to wszystko.
To samo tyczy się pierwszego i drugiego rozdziału.
Hipnotyzuje wszystkim.


Pomyślałam że opowiem Wam o nim dokładniej ale wtedy do wszystko nie byłoby takie piękne, takie magiczne.
Dlatego zapraszam, OBIECUJĘ ŻE NIKT NIE POŻAŁUJĘ ODWIEDZAJĄC GO.



Gratuluję autorce tak ogromnego talentu <3






Chciałam tylko powiedzieć że jest to taka jakby reklama osobista.
Reklamy blogów z konkursów pojawią się.
Przepraszam że tak późno ale coś mi się poprzestawiało.



Całuję,
Miśka Verdas.



PS. Jest mi przykro, ponieważ pod OS jest jedne komentarz, a wyświetleń jest ponad 160..

środa, 27 sierpnia 2014

OS Leonetta część 1 "Nowe szczęście" | Autor: Miśka Verdas [EDIT]

[EDIT] Zostały założone dwie nowe zakładki.
" Zareklamuj się "
" Zapytaj bohatera "
Wpadajcie, piszcie komentarze, zadawajcie pytania,
Serdecznie zapraszam <3

Jest to pierwsza część OS którego napisałam pół roku temu?
Dlatego zdaję sobie sprawę że nie jest on idealny.
To nie oznacza że MÓJ LAPTOP działa.
Nie.
Po prostu udało mi się na chwilę wejść na komputer brata.
Gdy przeczytacie błagam, napiszcie opinie czy chcecie drugą część czy nie.
To dla mnie ważne :)
Piszę to na górze ponieważ wiem że większość nie czyta notek pod rozdziałem.

Rozdział 9 na dole.

***

Tego OS chciałabym dedykować osobie która jest dla mnie bardzo ważna.
Dzięki niej zrozumiałam że istnieje coś takiego jak " Internetowa przyjaźń. "
Karola..

Tak właściwie jestem tutaj nadal dzięki Tobie.
Dziękuje że nie pozwoliłaś mi zwątpić, siostrzyczko <3
Kocham Cię..
Pamiętaj że zawsze możesz na mnie liczyć, w każdej sprawie.
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak się cieszę że znowu jesteś szczęśliwa :)
Dziękuje że pojawiłaś się w moim życiu, nigdy o Tobie nie zapomnę.




Jej życie było koszmarem.
Miała męża który zdradzał ją na prawo i lewo.
Policjant.
Wydawać by się mogło że jest ideałem.
Ale to tak jakby oceniać książkę po okładce.
Jest mylna, tak samo jak on.
Zgrywał bohatera, a w rzeczywistości był zwykłym dupkiem.
Nie wytrzymała.
Uciekła.
Znalazła nową drogę, lepszą drogę.
Bała się, że ją odnajdzie, zabierze.
Schowa przez całym światem.
I gdy była już na skraju wyczerpania psychicznego zjawił się ON.
Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.
Pomógł jej się podnieść.
Po raz pierwszy w życiu odnalazła spokój, szczęście.
A przede wszystkim miłość.
Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia.
Gdy tylko spojrzała w jego oczy, widziała w nich wszystko.
To było przeznaczenie.
Los tak chciał.
Do dzisiaj zastanawia się jakim cudem taki przystojny piłkarz za interesował się kimś takim jak ona.
To właśnie dzięki niemu zrozumiała czym jest prawdziwa miłość.




Obudziły ją promienie słońca perfidnie przedostające się przez śnieżną firankę. Przekręciła lekko głowę w prawą stronę i ujrzała słodko śpiącego Leona. Kochała go, kocha i nadal będzie kochać. Jest zupełnie inny niż Diego. Troszczy się o nią, robi wszystko co ona chce, aby tylko ją uszczęśliwić. Nigdy jej nie zostawi, a tym bardziej nie zdradzi. Gdy się uśmiecha serce zaczyna jej mocniej bić, gdy spojrzy na nią tymi pięknymi szmaragdowymi oczami cały świat przestaje istnieć. Nie liczy się nic. Najważniejszy jest on. Gdy ją dotyka przez jej ciało przechodzi miły dreszcz. Gdy ją obejmuje, wiem że jest bezpieczna. Gdy ją całuję, czuje motylki w brzuchu. Jest kochany, uczciwy. Można go porównać do ideału.... Nachyliła się i delikatnie cmoknęła policzek Verdasa. Postanowiła że wstanie dzisiaj wcześniej. Jest dopiero 8:00 ale wie że i tak nie zaśnie, a tak może się wykąpać i zrobić śniadanie swojemu mężowi. Leniwie wstała z łóżka i udała się do łazienki. Wzięła długą i relaksującą kąpiel w wannie. Owinęła się ręcznikiem i udała się pod swoją ogromną szafę, która znajdowała się w sypialni. Starała się zachowywać jak najciszej, aby nie obudzisz chłopaka. Gdy myślała nad zestawem na dzisiejszy dzień, ręcznik lekko się obsunął ukazując przy tym zgrabne i jędrne pośladki Violetty. Dziewczyna czym prędzej zakryła gołe miejsce, i wyciągając z szafy wybrany zestaw. Ponownie ruszyła do łazienki, w celu ubrania się i wykonania porannych czynności. Włosy spięła w koka. Oczy podkreśliła czarną kredką, poprawiając rzęsy maskarą. Na koniec nałożyła na usta pomadkę o smaku malin. Od dziecka uwielbiała właśnie ten owoc. Maliny kojarzyły jej się z dzieciństwem, z domem, z rodziną. Stojąc przed lustrem przypomniała sobie jak razem z tatą chodziła do parku. Siadali na ogromnym kocu i pożerali maliny. Podziwiali piękny widok na jezioro które się tam znajdowało. Mimowolnie po jej policzku zleciała jedna łza. Po paru minutach ocknęła się. Zeszła do kuchni. Włączyła radio. Leciała akurat Miley Cyrus- Stay. Podśpiewując pod nosem zabrała się za robienia śniadania. Robiąc posiłek swojemu mężowi, chciała okazać miłość jaką go darzy. Zajęło jej to około dwudziestu minut. Zadowolona z efektu ruszyła z tacką pełną jedzenia.




Leon jeszcze spał. Dziewczyna podeszła do niego i ucałowała w policzek. On tylko śmieszne zmarszczył brwi i się uśmiechnął. Postanowiła działać. Zbliżyła swoje wargi do jego i namiętnie pocałowała. Oddawał pocałunki. Gdy zabrakło im tlenu oderwali się od Siebie.
- Dzień dobry misiu- mówiła dziewczyna próbująca opanować oddech.
- Takie pobudki to ja mogę mieć codziennie, skarbie- powiedział, ukazując rządek białych ząbków.
- Dobra, dobra zabieraj się za śniadanie, a potem wychodzimy- rzuciła i już miała wstawać ale Verdas pociągnął ją. W efekcie wylądowała na doskonale zbudowanej klacie chłopaka.
- O nie nigdzie nie idziesz...- nie dokończył. Zaczął całować jej szyję. Ona cicho pojękiwała.- Zostajesz tu ze mną i razem jemy to cudo które przygotowałaś.-dodał.
- No dobrze ale zabierajmy się już za to jedzenie.
Doskonale wiedziała że Leon miał ochotę na nią. Ale nie mogła mu się tak łatwo oddać. Nie w tej chwili.
Po zjedzonym śniadaniu leżeli wtuleni w siebie jeszcze przez chwilę. Gdy mieli już wstawać Verdas złapał pośladki Castillo która opierała głowę o jego tors. Mocno ścisnął. Ona cicho jęknęła.
- Oj Leoś przestań, jesteś napalony.- rzekła do chłopaka i zmierzyła go wzrokiem, wcześniej podnosząc się do pozycji siedzącej.
- To nie moja wina że tak na mnie działasz- odpowiedział uwodzicielsko. Dziewczyna zauważyła jak przyrodzenie chłopaka powoli nabierało sił.
- Nie tylko na Ciebie- powiedziała i skierowała swój wzrok na jego bokserki. Starała się to ukryć, ale w środku cieszyła się jak małe dziecko że tak na niego działa. Vilu bądź silna, postaw na swoim. 
- To tylko Twoja wina!- powiedział obudzony zasłaniając się kołdrą.
- Moja?- zdziwiła się.
- No tak gdybyś nie była taka piękna i mnie tak kusiła nie byłoby tematu- ciągnął dalej.
- Okej w takim razie wychodzę i problem z głowy!- powiedziała już trochę zła.
- Nie misiaczku! Przepraszam no ale co ja poradzę że tak na mnie działasz.
- Oj no dobra już...- rzekła po czym usiadła na chłopaku okrakiem.- A wiesz na co mam ochotę..- zaczęła kładąc ręce na jego torsie i namiętnie całując.
- Na co?- spytał zadowolony po oderwaniu się od siebie.
Uśmiechnęła się ciepło, przybliżyła usta do ucha chłopaka. Przygryzła jego płatek po czym cicho szepnęła.
- Na zakupy..
Następnie zeszła z niego i podeszła do drzwi.
Zaśmiała się gdy zobaczyła zdziwioną minę Verdasa.
- Żartujesz sobie prawda?- powiedział po krótkiej chwili.
- Nie, musimy iść do supermarketu po jedzenie, Leon.
- No ale..- nie dane było mu dokończyć ponieważ szatynka mu przerwała.
- Nie ma żadnego ale. Jeżeli nie chcesz umrzeć z głodu to zbieraj się i jedziemy.- powiedziała nadal poważnie.
- Tak jest kapitanie- krzyknął podrywając się szybko z łóżka i biegnąc z ręcznikiem do łazienki.- Za dwadzieścia minut jestem gotowy! Uśmiechnęła się i już zmierzała do wyjścia gdy usłyszała jak drzwi się uchylają. Oglądnęła się do tyłu i ujrzała głowę Leona.
- Zapomniałem. Masz bardzo seksowny tyłeczek, a jak Ci spadł ten ręczniczek to już w ogóle. Teraz wiesz czemu mój kolega tak szybko się uniósł.- rzucił rozmarzony uśmiechając się zwycięsko.
- Już po Tobie Verdas!- krzyknęła i zaczęła biec w jego stronę ale on sprytnie zamknął drzwi na klucz.
- Jeszcze się policzymy!...

******
Przepraszam za błędy.

Buzi,
Miśka Verdas.