Od wczoraj jest w Buenos Aires. Ma żal do rodziców że kazali mu tutaj zostać. Kocha swoich dziadków jednak uważa że przy nich nie będzie mógł się obijać, tak jak to robił wcześniej. Że będzie musiał sprzątać, robić zakupy, kosić trawę. Jednym słowem będzie musiał pracować. Słowo, które nie istnieje w słowniku szatyna. Przed wyjazdem próbował rozmawiać z mamą ale ona stwierdziła że pomysł z zamieszkaniem w BA jest świetny i że może w końcu się zmieni. Z ojcem rozmawiać nawet nie próbował. Wiedział że skończy się to niepotrzebną awanturą, która i tak nie miałaby sensu. Postanowił odpuścić. Cały dzień udaje szczęśliwego, ale w głębi serca jest strasznie wkurzony. Ma ochotę rzucić wszystko, pojechać na imprezę i zabawić się z jakąś dziwką. Przyjemne z użytecznym, tak to widzi. Nie obchodzi go opinia innych. Ma w dupie wszystko i wszystkich. Nie dostrzega miłości dawanej mu ze strony bliskich. Niektórzy twierdzą że nie ma uczuć. Nie wie co to radość, miłość. Jedyne co mu siedzi w głowie to imprezowanie i dokuczanie innym. Ale tak na prawdę nikt go nie zna, oprócz Leona. Jest on jego najlepszym przyjacielem. Reszta nie ma pojęcia jaki jest w środku. On sam jeszcze tego do końca nie wie. Ale gdzieś głęboko w sercu pragnie się zmienić. Przywrócić dawnego siebie, lepszego siebie. Człowieka którego każdy uważał za przykład a nie za lekkomyślnego gówniarza. Nosi on dwie maski. Tą złą i tą dobrą. Tej dobrej używa tylko w jednym przypadku. Szczerym i prawdziwym. Chodzi tutaj o przyjaciół. Przy nich jest kimś innym, nieznanym całej reszcie... Szuka siebie i jest pewny że kiedyś w końcu odnajdzie.
********
- Zejdź na dół- powiedziała starsza kobieta.
- Nie- opowiedział krótko.
- Dlaczego taki jesteś? Gdzie podział się mój mały synek który kochał cały świat? Który nie uznawał alkoholu, przemocy? Co się z nim stało? Co stało się z Tobą?- spytała ścierając łzę spływającą po Jej policzku.
Spojrzał Jej w oczy.
- Przepraszam. Przepraszam że nie jestem idealny, nie taki jakiego chciałabyś mnie widzieć Wiem jestem zwykłym skurwysynem, zadufanym w sobie bachorem który nic nie wie, ale ja też zasługuje na miłość! Ja też chcę abyś mnie chociaż raz przytuliła, wsparła. Czasami mam dość, czuję że powoli się staczam. Chcę się zmienić. Ale wtedy pojawiają się słowa które słyszę od lat.- mówił z zaszklonymi oczami.
- Nie rozumiem, przecież staram się być przy Tobie w każdym momencie Twojego życia, w każdej sekundzie.- oznajmiła. Usiadła na skraju łóżka klepiąc miejsce dla chłopaka tuż obok siebie.
- Wiem, przepraszam, nie chodziło mi o Ciebie.- odpowiedział spuszczając głowę i siadając obok matki.
- Tak więc o kogo?- dopytywała chociaż w głębi duszy znała odpowiedź.
- Ojciec. Nie ma dnia abym nie usłyszał jaki to durny jestem. Po mimo wszystkich krzywd które wam wyrządziłem zasługuję na odrobinę zrozumienia. To jest przykre, czuć że nie ma się ojca. Mało tego, to jest odrażające.- powiedział cichym głosem.
- On..- przerwała na chwilę - ... Spróbuj go zrozumieć. Twoje zachowanie jest takie jakie jest. Wiesz, każdy człowiek ma granice wytrzymałości, a Jego granica została już przekroczona. I to przez Ciebie. On się martwi, myśli że może krzyczenie coś pomoże. Nie jest łatwe bycie rodzicem osoby która jest w swoim własnym świecie. W świecie w którym nie istnieje słowo "rodzina". Ty go wykluczyłeś i on też postanawia do tego dążyć. Ale mimo wszystko kocha Cie. Najmocniej na świecie, jesteś Jego oczkiem w głowie i nic tego nie zmieni. Jednak daj mu trochę czasu.- dokończyła na jednym wdechu. Posłała chłopakowi marny uśmiech. Lekko go przytuliła. Następnie wstała i podeszła do drzwi.
- Chodź ze mną.- poprosiła.
- Dobrze ale jeżeli coś powie, wyjdę. Nie wiedząc kiedy wrócę.- oznajmił, podniósł się z kanapy i sprytnie wymijając rodzicielkę ruszył w kierunku salonu.
********
- No proszę wielki książę raczył ruszyć swój tyłek i zejść na dół.- takie słowa usłyszał już na samym wejściu.
- Tak przyszedłem i co jak co ale do księcia mi daleko, tatusiu- rzucił oschle.
- Ty gówniarzu! Dlaczego jesteś taki durny?! Nie rozumiesz co to szacunek? Dla Ciebie liczą się tylko burdele i kluby nocne, a przebywasz z nami po to aby zyskać kasę! Ale wiedz że to się zmieni. Tak samo jak Ty! Od dzisiaj nie dostaniesz ode mnie ani grosza! Nie mam już syna!- wykrzyczał zdenerwowany ojciec.
Ostatnie zdanie zabolało go najbardziej.
Nie mam już syna. Ból jaki czuł w tym momencie był nie do opisania. Ale nie chciał być słaby. Po chwili cały smutek zamienił się w ogromną złość. Musiał stamtąd uciec, jak najszybciej. Wiedział że nie wytrzyma tam ani minuty dłużej, na pewno nie z nim. Chciał uniknąć niekontrolowanego napadu agresji jaki się w nim rodził.
- Nienawidzę Cię!- odkrzyknął i jak najszybciej wybiegł z mieszkania.
Szedł przed siebie nie znając celu, rzucając wszystkim napotkanym złowrogie spojrzenie. W pewnym momencie poczuł mocny ból głowy. Natychmiastowo złapał się za obolałe miejsce. Miał zamknięte oczy więc nie widział co było powodem "stłuczki". Dopiero po paru sekundach usłyszał głośny syk osoby drugiej. Miał ochotę przyłożyć temu komuś, tak mocno aby go popamiętał. Wziął głęboki wdech i dopiero po chwili uniósł powieki. Była to dziewczyna. Na oko w Jego wieku. Dokładnie Ją zilustrował. Miała długie piękne nogi, chudy brzuch i duże piersi.
Musi być moja. Następnie zobaczył Jej twarz. Miała śliczne oczy, zniewalający uśmiech i gęste, lśniące włosy. Chciał być miły, chociaż ten jeden raz. Jednak wcześniejsze zdarzenia mu na to nie pozwoliły. To wszystko w nim wybuchło, musiał się na kimś wyżyć..
- Uważaj jak łazisz debilko!- krzyknął.
Ona bez zastanowienia podniosła się i otrzepała z brudu.
- Nie życzę sobie abyś mówił na mnie "debilka" bo mnie nie znasz. A tak poza tym to Ty na mnie wpadłeś i sam mógłbyś uważać.- odparła blond włosa.
- Spokojnie skarbie, złość piękności szkodzi. A może zamiast się kłócić zabawilibyśmy się- rzucił uwodzicielskim głosem i śmiesznie poruszał brwiami.
Nie wytrzymała. Strzeliła chłopakowi prosto w twarz. On natychmiastowo złapał się za polik.
- Ty sikso!
Dostał jeszcze raz. Tym razem dwa razy mocniej. Odruchowo powtórzył poprzednią czynność.
- Wiesz co? Nawet nie chcę mi się Cie wyzywać bo nie jesteś tego wart, mam nadzieję że nigdy więcej się nie spotkamy!- krzyknęła i odwróciła się do niego plecami.
- I z wzajemnością!- odpowiedział.
Dwójce nastolatków przyglądała się grupka przechodniów. Byli bardzo zszokowani.
Dziewczyna odeszła nie odpowiadając już na zaczepki szatyna. On również ruszył ale w przeciwnym kierunku. W głębi duszy żałował że to spotkanie przebiegło właśnie tak.
********
Szli do domu dziewczyny cały czas rozmawiając i śmiejąc się z różnych głupich min chłopaka. Świetnie się dogadywali. Znali się krótko ale dla nich to była wieczność. Każda rozmowa, każdy przypadkowy dotyk sprawiały że poznawali się dokładniej. Patrząc sobie w oczy ich serca przyspieszały, czuli motylki w brzuchu. Ale żadne z nich się do tego nie przyznało. I żadne z nich nie ma zamiaru się przyznać. Myślą że to głupie. Niemożliwe aby zakochać się w osobie którą zna się zaledwie parę dni. Jednak inni ludzie mówią że istnieje
"Miłość od pierwszego wejrzenia". Może ona dopadła właśnie ich. Może kiedyś się odważą i wyznają sobie co czują.. Ale tutaj potrzebny jest czas. Na przemyślenia, na poznanie się. Nie wolno podjąć lekkomyślnej decyzji która może zniszczyć ich całe życie. To los zadecyduje. Jeżeli są sobie przeznaczeni, zbliży ich. Jeśli nie.. Będą się przyjaźnić. Ale pomimo wszystko nigdy o sobie nie zapomną. Nie odejdą. Będą blisko siebie już do końca życia, a nawet i dłużej, jako przyjaciele bądź para... Czas pokaże.
********
W pewnym momencie chłopak położył się na trawniku, który znajdował się obok chodnika. Na dworze było już dość ciemno. Słychać było jedynie cichy podmuch wiatru. Nie było strasznie zimno. Jednak mogło by się wydawać że chłodne powietrze walczy właśnie w tej chwili z przyjemnym i kojącym ciepłem. Tak wyglądało to w wyobraźni marzycieli, a było ich dużo na tym świecie.
- Leon co Ty robisz?- spytała, podchodząc bliżej szatyna.
- Połóż się.
Wykonała Jego prośbę. Była lekko zdezorientowana zachowaniem Meksykanina.
- Nie rozumiem, po co tu leżymy?- spytała po chwili.
- Wiesz...- zaczął patrząc na gwiazdy- moja babcia powtarzała że każdy ma swoją jedyną gwiazdę, która świeci najjaśniej ze wszystkich. Jest inna, wyjątkowa. Powtarzała że tak samo
jest z ludźmi. W końcu każdy człowiek znajduję swoją jedyną gwiazdę. Drugą połówkę. Która zostaje, na zawsze. Ja.. Ja......
już ją znalazłem. I nie pozwolę aby
odeszła. Nigdy. A przynajmniej wydaje mi się że to ona. - dokończył. Następnie delikatnie złapał Jej dłoń. Przekręcił głowę w Jej stronę i patrzył na nią. Ona uczyniła to samo w stosunku do niego.
- Twoja babcia była bardzo mądra- szepnęła ledwo słyszalnie.
- Tak to prawda. To ona pokazał mi czym jest wytrwałość, miłość, co tak właściwie oznacza słowo życie. Pokazała mi co to znaczy być przez kogoś kochanym. Czyli uczucie którego nigdy nie otrzymałem od rodziców.- powiedział, a po Jego policzku spłynęła jedna łza, którą natychmiast starł.
- Strasznie mi Jej brakuje.- dodał po chwili.
- Widać że była wspaniałą kobietą. Jednak pomimo że odeszła zawsze będzie. Jest i czuwa nad Tobą. Będzie Cie chroniła do samego końca. Nigdy nie zapomni. To ona jest tą gwiazdą. Pamiętaj zostanie przy Tobie, choćbyś zrobił najgorszą rzecz w swoim życiu. Wybaczy i wesprze. Bez względu na życie czy Jego brak.- dokończyła swój monolog próbując uspokoić chłopaka. Wiedziała co czuł. Że jest mu z tym ciężko.
Delikatnie uniosła się spod podłoża i stanęła na wprost w dalszym ciągu leżącego Verdasa.- A teraz wstawaj bo mi się przeziębisz a tego nie chcemy! No dalej! Jeszcze długa noc pełna rozmów przed nami dlatego lepiej chodźmy do domu aby nie zmarznąć. Raz dwa do góry!- krzyknęła roześmiana szatynka.
Na chwilę przymknął oczy. Wyobraził sobie babcię. Uśmiechnął się.
Dziękuje Ci babciu, wiem że to Ty chciałaś abyśmy się spotkali, nigdy Ci tego nie zapomnę.-szepnął w myślach.
Nie ma za co kochanie.. Od tego mnie masz..
Chciał coś odpowiedzieć ale cały obraz zniknął. Otworzył oczy i ujrzał przed sobą drobną siedemnastolatkę. Uśmiechnął się ciepło po czym wstał i razem ruszyli w kierunku posiadłości dziewczyny.
Szatynka otworzyła swoją torebkę koloru jasnego beżu i wyciągnęła z niej klucze, które po chwili wsadziła do czarnego zamka i przekręciła. Po usłyszeniu cichego dźwięku otwieranego zamka otworzyła drzwi i gestem ręki zaprosiła do środka szatyna.
- Nie. Panny mają pierwszeństwo - na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech, a następnie cicho się zaśmiał.
- Ale ja tu mieszkam, a ty jesteś moim gościem - uśmiechnęła się w stronę chłopaka, a on zrobił to samo.
- Ależ ja nalegam...
- Niech będzie, bo już naprawdę nie wejdziemy do środka - zaśmiała się, a w jej ślady poszedł Verdas. Weszli wgłąb domu. Duży salon od razu przykuł jego uwagę.
- Ładnie tu masz - wydobyło się z jego ust, a następnie rozejrzał się dokładniej w okół pomieszczenia.
- Dziękuję - zaśmiała się uroczo, a po chwili dodała - Masz ochotę się czegoś napić?
- Tak, poproszę szklankę soku.
Szatynka od razu udała się w stronę kuchni, aby przyszykować napój. Otworzyła lodówkę wyciągnęła z niej pomarańczowy karton z sokiem w środku. Otworzyła szafkę, wyciągnęła z niej dwie szklanki i położyła na blat. Chwyciła karton i przechyliła go, aby wylewała się z niego zawartość prosto do szklanki. Po wykonanej czynności, wzięła szklanki w obie ręce i poszła do salonu, gdzie na kanapie siedział Leon.
- Masz ochotę na wieczór z filmami? - zapytał, kiedy od razu wkroczyła do salonu. - Czemu nie? - odpowiedziała, kiedy położyła dwie szklanki z pomarańczowym płynem.
- Tak więc siadaj a ja czegoś poszukam- rzekł i podszedł do szafki z dość dużą ilością filmów i przeróżnych płyt. Ukucnął i oglądał dokładnie każde pudełko. Dziewczynie bacznie mu się przyglądała upijając co chwilę sok
- Leon, siedzisz tam dobre dziesięć minut, wybierz coś w końcu i chodź tu- powiedziała troszkę zła.
- Spokojnie ślicznotko- rzekł nonszalancko. Na te słowa Violetta poczuła jak się rumieni. Nie chciała aby chłopak to zobaczył więc spuściła głowę.
- Mam!- krzyknął zadowolony i podbiegł do siedemnastolatki, po czym rozsiadł się wygodnie na miękkim siedzeniu.
- No nareszcie- powiedziała uśmiechając się.- I co tam znalazłeś?- spytała wskazując na pudełko które Verdas trzymał w ręce.
- Film- rzekł dumnie.
- Wiem to głuptasie, pytam jaki.
- Ej nie jestem głuptasem, ale jeżeli aż tak strasznie chcesz wiedzieć to horror.
- Na prawdę?! Nie było nic innego?- spytała po chwili przełykając głośno ślinę. Od zawsze bała się horrorów. Nienawidziła ich. Pomimo że jest przy niej Leon i może czuć się bezpieczna, w jej podświadomości tkwił jakiś lęk.
- Nie- odpowiedział stanowczo z chytrym uśmieszkiem.
- Oj no dobrze, to Ty go włącz a ja skoczę po jakieś przekąski- powiedziała już spokojniej. Wstała i ruszyła w kierunku kuchni. Z szafki wyciągnęła ogromną paczkę chipsów które nasypała do miski. Na talerzyk wyłożyła różnorodne ciasteczka, a do tego wszystkiego do szklanki starannie wsypała paluszki pilnując aby żaden z nich nie wypadł. Zadowolona położyła wszystko na tackę i udała się do salonu. Zastała szatyna który od razu gdy ją ujrzał uśmiechnął się uroczo. Odwzajemniła ten gest. Usiadła obok niego, film się zaczął. Z każdą minutą stawał się coraz straszniejszy. Jej serce biło szybciej, oddech był niespokojny. W pewnym momencie nie wytrzymała. Pisnęła na cały dom wtulając się w Leona jak w pluszowego misia. Chłopak na początku się uśmiechnął jednak zdał sobie sprawę że coś nie gra. Jeszcze mocniej objął szatynkę. Przybliżył się i ucałował jej czoło.
- Cii.. spokojnie, to tylko film.- mówił szeptem starając się ją jakoś uspokoić.
- Dziękuje- powiedziała równie cicho.
- Nie ma za co, jeżeli chcesz to mogę go wyłączyć i znaleźć coś innego.
- Ni-ie d-dam radę-ęę.- oznajmiła jąkając się.
- Ale Vilu nie chcę abyś się bała. Włączymy coś innego, i tak znalazłem wcześniej coś jeszcze jak by ten nam się znudził, nie ma problemu.
Pokiwała twierdząco głową. Cieszy się że ma takiego przyjaciela. Że może na niego liczyć. Wie że zawsze będzie, nawet jakby zadzwoniła o pierwszej w nocy on przyjedzie i ją wesprze.
Drugi film był komedią romantyczną. Śmiali się i uśmiechali do siebie. Ale pomimo wszystko Violetta leżała cały czas wtulona w Verdasa. I obojgu to pasowało. Pragnęli tego.
****
- Dobranoc Leon- rzekła szatynka i wspinając się na palce delikatnie pocałowała chłopaka w policzek.
- Dobranoc ślicznotko- powiedział Verdas.
Po chwili oboje rozeszli się do "swoich" pokoi.
Dziewczyna leżąc w łóżku uśmiechnęła się na samo wspomnienie ich pierwszego spotkania, pierwszej rozmowy.
- Hej, mogę się dosiąść?- usłyszał delikatny, piękny a zarazem kojący głos. Spojrzał do góry. Zasłonił czoło ręką, aby lepiej zobaczyć tą osobę, a słonce zdecydowanie mu w tym przeszkadzało. Ale to co zobaczył zupełnie zbiło go z tropu. Zilustrował postać dokładnie. Miała piękne długie nogi, prześliczną sukienkę, genialną figurę. Gdy spojrzał na jej twarz nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa.
- Idealna.- powiedział. O nie, nie, nie! Powiedziałem to na głos. Pewnie uważa mnie za idiotę.
- Słucham?- zapytała zdezorientowana.
- Nie nic, proszę siadaj.- odpowiedział ukazując rządek białych zębów. I te dołeczki. Każda dziewczyna mu ulegała. Wystarczyło żeby się uśmiechnął z już miał każdą. Są to głównie dziewczyny na jedną noc. Ale ona jest inna. Różni się od całej reszty, i pomimo że nawet nie zna jej imienia wie że jest wyjątkowa. Tak podpowiada mu serce. Przez chwilę siedzieli w ciszy. Żadne z nich nie myślało aby się odezwać. Bali się. Chcieli się pokazać z jak najlepszej strony. Ale co jak im się nie uda? Jak się sobie nie spodobają? Nie przypadną do gustu? Nie ważne. Trzeba żyć teraźniejszością. Barierę przerwała dziewczyna.
- Mam na imię Violetta, ale jeżeli chcesz możesz mówić mi Vilu.- powiedziała uśmiechając się promiennie do chłopaka.
- Miło mi, nazywam się Leon- odpowiedział lekko zawstydzony. To ja powinienem zacząć rozmowę. Co ona sobie teraz o mnie pomyśli.- Wiem że ci się to może wydać głupie, ale jesteś strasznie ładna. Twoja mama ma ogromne szczęście że ma taką ładną córkę.- Gdy to powiedział po policzku sztynki spłynęła łza.- Coś się stało? Uraziłem Cię? Jeżeli tak to przepraszam. Ona nic nie odpowiedziała tylko natychmiastowo wtuliła się w jego tors. Na początku się zdziwił ale później odwzajemnił uścisk. Przy nim czuła się bezpieczna. Rozkoszowała się zapachem jego perfum i chociaż na chwilę zapomniała o wszystkich problemach. Była jak w amoku. Dopiero po dłuższej chwili odsunęła się od chłopaka, spoglądając w jego oczy. W środku widziała iskierki które tańczyły szalony taniec radości. Po mimo że miała całe zapłakane oczy uśmiechnęła się do chłopaka.
- Prze-przepraszam nie powinnam.- powiedziała i spuściła głowę w dół.
- Nic się nie stało. To było bardzo miłe. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.- na te słowa Violetta spłonęła rumieńcem, próbując ukryć czerwone poliki za włosami. On podniósł jej podbródek zmuszając ją aby spojrzała mu prosto w oczy.- Ślicznie się rumienisz.
Nawet nie zauważyła jak odpłynęła do krainy Morfeusza.
Obudziła się w ciemnym pomieszczeniu. Czuła ogromny ból. Otworzyła oczy. Ciemność. Ja nic nie widzę. Jej oddech był przyspieszony. Bała się. Nie mogła nic ujrzeć. Usłyszała zbliżające się kroki.
Jak ktoś unosi jej podbródek. Czuła czyjś oddech niebezpiecznie blisko swoich ust.
- Witaj księżniczko.
Rozpoznała ten głos. On wrócił. Wcześniej. Ten zimny ton, chytry śmiech. Wiedziała że tym razem dopnie swego. Że ją zabije. Czemu ja nic nie widzę?!..
- Pożałujesz że sprowadziłaś tego kochasia. Pożegnaj się z nim.
Nie wiedziała kogo może mieć na myśli.
- V-viluu.
Ten melodyjny głos, ciepło bijące na kilometr. Nie. To nie może być prawda.
- Zostaw go skurwysynie!
Usłyszała jak biegnie w Jej stronę. Jak ją wyzywa. Po chwili poczuła pieczenie policzka. Złapała się za obolałe miejsce. Łzy płynęły po Jej policzkach. Mogła tylko czuć. Ale cieszyła się. Że już nie zobaczy Jego twarzy. Nie poczuje już tego ogromnego bólu.
- A teraz zapłacisz za wszystko, dziwko.
Ostatnie co pamięta to ostrze powoli przebijające się przez Jej skórę. Powoli z siłą przedziera się przez wszystkie narządy aby w końcu trafić do serca. Poczuła jak Jej ciało traci ducha. Jak staje się niczym.
- Niee!!
Przepraszam Leon. Przepraszam.
Sen wieczny sen. Śmierć. Lepsze życie.
- Aaaa!- krzyknęła budząc się i natychmiastowo podnosząc do pozycji siedzącej. Cała się trzęsła. Nie wiedziała co oznaczał ten sen. Ale miała złe myśli. Wydawało Jej się że jest on przepowiednią tego co stanie się w przyszłości. Szybko wyrzuciła z głowy tą myśl. Nie wytrzymałaby gdyby sen okazał się prawdą. Nie potrafiłaby żyć ze świadomością że przez nią Leon mógł by umrzeć.
Po chwili do pokoju wpadł dziewiętnastolatek. Natychmiast usiadł obok dziewczyny na łóżku i mocno ją do siebie przytulił.
- Co się stało?- spytał głosem pełnym troski.
- Koszmar.- odpowiedziała tak aby tylko on usłyszał. Wybuchła płaczem. Moczyła mu koszulkę ściskając ją mocno trzęsącymi rękoma. Przy nim czuła się o wiele bezpieczniej.
Po dwudziestu minutach udało mu się ją uspokoić. Pogłaskał Jej policzek i wstał. Kierował się w stronę drzwi. Gdy miał już wychodzić zatrzymał go głos szatynki.
- Zostań. Proszę- powiedziała wymuszając uśmiech.
- Dobrze. - odpowiedział i powrócił na łózko.
Uniósł lekko kołdrę przez co przez ciało dziewczyny przeszedł chłodny wietrzyk. Ułożył się blisko niej. Ona niepewnie przytuliła się do Jego torsu. Czując spokojne bicie Jego serca usnęła. On uczynił to samo
********
Witajcie misie!
Hej. hej :D
Tak więc przychodzę do Was dzisiaj z tym czymś..
Pewnie uważacie że jest to totalna beznadzieja i wiecie co?
Macie rację!
Ale strasznie się starałam no i namęczyłam w sumie też.. Ehh nie ważne.
I chciałabym serdecznie podziękować Cheryl!!
To ona napisała ten wspaniały fragment który jest oznaczony kolorem fioletowym!
Brawo dla niej!
A teraz nie zanudzam
PAMIĘTAJCIE O KONKURSIE! :D
Miśka Verdas :*
ROZDZIAŁ 7= DZIESIĘĆ KOMENTARZY
PS. Przepraszam za błędy :)