Ten rozdział dedykuję osobie która w kilka tygodni stała się jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Wystarczyło dwadzieścia parę dni... Była, jest i będzie przy mnie. Nie pozwala mi zrobić czegoś głupiego. Potrafi mnie wysłuchać, wesprzeć. Codziennie pisząc do niej na mojej twarzy widnieje uśmiech. Wygłupiamy się, śmiejemy, gadamy... Może i połowa z Was określiła by Nas jako debilki czy idiotki, ale na tym po prostu polega przyjaźń. Pamiętam naszą pierwszą rozmowę. Taką "na żywo". Pomimo że obie się bałyśmy reakcji drugiej osoby po paru słowach pojawił się śmiech. Po prostu dziękuje Ci mój mężulku :**
Za wszystko. Wiedz że Cię kocham... Nawet nie zdajesz i Wy nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo dziękuje Bogu za nią, za Ciebie. Tak właśnie ten rozdział chcę zadedykować Cheryl... Dziękuje i przepraszam. Mam nadzieję że napisałam go tak jak byś chciała go widzieć. Hihi no może prawie xD
Chcę abyście wszyscy tutaj zgromadzeni wiedzieli że rozdział jest dzięki Karolinie i jest dla niej...
Bo.. A z resztą nie zanudzam, miłego czytania...
DO TEJ CZĘŚCI POLECAM PIOSENKĘ HURT :*
***
Gdzieś w oddali stoi dziewczyna. Ubrana w kolorową sukienkę. Wydaje się być szczęśliwa. Ale to tylko pozory. Cierpi tak strasznie cierpi. Dowiedziała się właśnie że Jej ojciec.. że Ona. Jej miało nie być. Jest dzieckiem z gwałtu. Ona przypomina swojej mamie te złe chwile. Gdy Jej to robili. Nie może się z tym pogodzić. Powiedziała Jej że chciała usunąć ciąże. Czyli wszystko miało potoczyć się inaczej. Jej miało nie być. Możliwe że nigdy nie poznała by znajomych, rodziny. Nigdy nie została by pokochana. Nie wiedziałaby co to życie. Przez Jej ciało przeszedł dreszcz obrzydzenia. Poczuła się jak Jej mama wtedy. Chciała uciec. Odejść. Nigdy nie wrócić. Zaczęła krzyczeć. Na cały głos. Chciała aby cały świat dowiedział się o Jej cierpieniu. Czyli ona nigdy nie miała ojca. Dziadka, babci.. To wszystko Jej wmawiano. A dowiedziała się tego dopiero po śmierci matki. Szła. Przez las. Było ciemno i zimno. Ale ją to nie obchodziło. Mógł ją ktoś napaść i zabić. Ona byłaby mu za to wdzięczna. Nagle usłyszała kroki. Obejrzała się. Zauważyła jedynie postać mężczyzny z nożem w ręku. Zlękła się. Biegła. Jak najdalej. On był tuż za nią. Rzucił się na nią. Szarpała się, wyrywała. To nic nie dało. Zasnęła.. Odeszła do krainy cudów... Pełnej miłości, szczęścia...
- Przepraszam....
- Mama?- zapytała cała zapłakana.
- Przepraszam...
- Mamo!!- krzyczała na cały głos. Była cała zapłakana. Słyszała jedynie swój szybki oddech. Nie wytrzymała. Pobiegła to toalety, chwyciła za żyletkę ojczyma. Jedna kreska.. Druga.. Krew.. Wspomnienia. Sen. To wszystko tak nagle w nią trafiło. Miała ochotę się zabić. O wszystkim zapomnieć. Rzuciła zakrwawioną żyletkę prosto w drzwi, które zamazały się krwią. Opadła na podłogę. Odpłynęła.. Do nowego miejsca...
Następny dzień...
Otworzyła zaspane powieki. Nie wiedziała do końca co stało się w nocy. Podniosła się do pozycji siedzącej. Poczuła silny ból ręki. Spojrzała na nią. Było widać lekkie ślady krwi i rany, które pozostaną tam długo. Wstała, otrzepała się i spojrzała w lustro. Miała podkrążone oczy, czerwone policzki... Potrzebowała świeżego powietrza. Odpoczynku, spaceru. Wykonała wszystkie poranne czynności, a następnie udała się do swojego pokoju. Tam wybrała odpowiedni zestaw. Była ładna pogoda więc ubrała długą błękitną sukienkę, a do tego dobrała różową cienką kamizelkę. Twarz ozdobiła pudrem, aby zakrył jej smutek i cierpienie. Na oczy nałożyła czarną kredkę, a rzęsy podkreśliła maskarą. Usta przejechała błyszczykiem, zabrała torebkę i wyszła. Nie miała pojęcia dokąd się kieruje byle jak najdalej od tego strasznego miejsca. Pomimo że Dorian wyjechał i miała spokój, u niej jak zwykle coś musiało się popsuć. Tym razem był to sen. Przemierzała uliczki ogromnego parku w BA, gdy nagle przeszła obok ławki. To tutaj poznała wczoraj Jego, Leona. Była tak zamyślona że nie zauważyła postaci która tam siedziała. Przeszła ławkę i już miała ruszać dalej gdy nagle ktoś gwałtownie pociągnął ją za nadgarstek odwracając tym samym w swoją stronę. Syknęła z bólu. Dopiero po chwili zauważyła że tą osobą był nie kto inny jak Leon.
- Przepraszam nie chciałem, a tak w ogóle czekam na Ciebie jakieś dziesięć minut gdzie byłaś?- zapytał.
Cisza. Głucha cisza. Nie odpowiedziała no bo niby co, że zapomniała? Nie to nie wchodziło w grę. Udało Jej się jedynie wymusić delikatny uśmiech.
- Coś się stało?- spytał z głosem pełnym troski. Ona odruchowo zacisnęła rękę na nadgarstku, który był doskonale schowany. Nie chciała aby zobaczył co sobie zrobiła, nie wiedziała jaka byłaby Jego reakcja, jednak on to zauważył. Chwycił delikatnie Jej dłoń i podwiną rękawek. To co zobaczył zupełnie go zdziwiło. Przejechał delikatnie opuszkami palców po ranach. Spojrzał prosto w Jej oczy. Widział w nich smutek, ból, cierpienie. Musiał dowiedzieć się co takiego się wydarzyło. Znaczyła dla niego za dużo, pomimo że znali się dopiero jeden dzień.
- Dlaczego?- zapytał po raz kolejny.
- Wiesz, czasami życie układa się nie tak jakbyśmy chcieli. Wszystko zaczyna się pieprzyć. Spadamy w dół, staczamy się. Nikt ani nic nie może nam pomóc. Popadamy w depresje, jesteśmy bliscy śmierci.- spojrzała na niego i kontynuowała- Tak samo jest ze mną. Straciłam mamę, jedyną bliską mi osobę... Zostawiła mnie, samą z tyranem i gwałcicielem. Nie wiem co to szczęście, nie ma dnia abym się nie bała, zawsze coś źle zrobię, a wiesz co jest najgorsze? Że nie mogę uciec, nie potrafię. On mnie złapie gdziekolwiek bym nie była, znajdzie i w końcu wykończy. A ja tak nie chcę, wolę się zabić niż przeżywać kolejny dzień piekła z nim- mówiła przez płacz...
Nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał. Jak ktoś może krzywdzić taką bezbronną i kruchą osóbkę? Co Ona mu zrobiła? Miał ochotę zabić tego drania. Ktoś obcy pomyślałby że młody Verdas się zakochał, ale to nie w Jego stylu. On nie wiem co to miłość, a może po prostu jeszcze Jej nie zaznał?
Nie był w stanie Jej odpowiedzieć. Pocieszyć. Nie myśląc długo mocno ją przytulił. Ona moczyła mu koszulę, ale jemu to nie przeszkadzało. Każdy ma prawo do płaczu. W szczególności jeśli życie tej osoby, można byłoby nazwać żywą śmiercią.
- Cii.. Będzie dobrze- wyszeptał Jej do ucha.
Ona gwałtownie poderwała głowę, i spojrzała na niego. Ich twarze dzieliły centymetry.
- Nic nie będzie dobrze- wykrzyczała- Nigdy- dodała już znacznie ciszej.
- Obiecuję że Ci pomogę. Będę przy Tobie, razem będziemy walczyć. Możesz mi zaufać, będę Twoim przyjacielem i nigdy Cie nie opuszczę.- powiedział i musnął Jej policzek.- Tylko proszę Cie o jedno, zrobisz coś dla mnie?
Dziewczyna kiwnęła na znak że się zgadza.
- Nie rób tego- powiedział i wskazał na rękę szatynki.
- Ale j-ja nie potrafię, to-oo jest sil-lniejsze od-de mnie. Dz-dzięki temu zapomina-am- odpowiedziała łamiącym się głosem
- Bądź silna, dla mnie- wyszeptał tak aby tylko ona go usłyszała pomimo że byli tam sami.
- Dobrze, postaram się...
- No i to mi się podoba, a teraz może poszlibyśmy coś zjeść bo mój brzuch zaczyna wydawać dziwne dźwięki, no sama posłuchaj- powiedział i podsunął się do dziewczyny. Zaśmiała się.
W końcu się zaśmiała. Brawo Leon! Jesteś najlepszy. Chwalił sam siebie w myślach.
- Nie dziękuje, ale masz doskonały pomysł, sama jestem strasznie głodna- odpowiedziała i ukazała rządek białych ząbków. Po Jej policzku spłynęła jedna łza, którą chłopak natychmiastowo zmył.
- Hej nie płacz
- Po prostu nie wierzę.. Właśnie w tym parku po raz drugi spotykam osobę której mogę zaufać, dziękuje Ci i przepraszam za swój wygląd. Za pewne jestem podobna do potwora- powiedziała.
- Dla mnie wyglądasz najpiękniej na świecie- szepnął Jej na ucho, na co na twarzy dziewczyny od razu pojawił się rumieniec.- I ślicznie się rumienisz- dodał nonszalancko.
- Leon przestań, bo zamienię się w pomidora..
- I tak będziesz boska, a teraz serio chodźmy bo nie wytrzymam z głodu.-powiedział szczęśliwy.
- Dobrze, ale najpierw powiedz mi gdzie idziemy?
- No jak to gdzie? Do restauracji- opowiedział na co Violetta zaczęła się śmiać.
- Wiem to głuptasie, ale gdzie ona jest?
- Ej! Pożałujesz- krzyknął.
- Co nie rozumi...- nie dokończyła bo Verdas zaczął ją łaskotać. Był to Jej słaby punkt.
- Lee-ooon pros-zze prze-estań p-pproszę- mówiła dziewczyna przez śmiech.- zza-rraz uu-pad-nee
Tak jak powiedziała tak też się stało. Chłopak potknął się, upadając pociągnął ze sobą szatynkę. Wylądował na twardej Ziemi, Ona natomiast na Jego torsie. Ich serca zaczęły bić mocniej, zbliżali się do siebie gdy nagle zaczęli się śmiać na cały park, jak nie miasto. Trwało to z jakieś dziesięć minut.
- To co może już wstaniemy?- spytała dziewczyna.
- Chętnie ale gdy upadłem coś mi strzeliło i nie mogę się ruszyć, to Ty chyba jesteś za ciężka- powiedział chłopak za co dostał od dziewczyny z łokcia.
- Za co to?
- Za nic. Ty tutaj sobie leż, a ja idę coś zjeść na razie- udała obrażoną, wstała po czym odeszła kawałek. Wiedziała że Meksykanin zaraz się koło niej zjawi. Nie myliła się. Podbiegł i zaczął ją przepraszać
- Violetta ja nie chciałem Cie urazić, jesteś lekka jak motylek, przepraszam- mówił szybko przez co gubił się w słowach.
- Wiedziałam że mój plan wypali- rzekła.
- To Ty to zaplanowałaś?- spytał z wyrzutem
- Tak masz nauczkę żeby mnie nie łaskotać a teraz chodź.
Chwyciła go za rękę. Razem poszli do restauracji, która znajdowała się za rogiem. Przez ciało szatyna przeszedł przyjemny dreszcz. W środku cieszył się jak małe dziecko, ale nie mógł tego pokazać, nie chciał. W końcu On jest tym sławnym Verdasem od panienek którego wszyscy znają. Chociaż Violetta nie była podobna do całej reszty. Była zupełnie inna. Pierwszy raz tak mu zależało.
Czy to możliwe abym się zakochał? Nie, Leon Verdas nigdy się nie zakochuje. Chyba że to ten pierwszy raz...
Siedzieli na przeciwko siebie. Przeglądali menu.
Ależ Ona jest piękna. Te włosy, oczy, ciało. Te usta w które chciałbym się wpić.. Cudo.. Cała jest boska. I nie chodzi mi tutaj o jedną noc, nie wygląda na łatwą. Trzeba będzie się natrudzić aby coś między nami zaszło. Ale przecież ja nie chcę Jej skrzywdzić! Verdas do cholery o czym Ty myślisz?! Nie dość że ma ojczyma kata i gwałciciela to jeszcze Ty! Ale jestem głupi!. Z zamyśleń wyrwał go głos dziewczyny.
- Halo Ziemia do Leona, co zamawiasz?
- Yyy, poproszę tosty z sałatką grecką, a do tego sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy- zwrócił się do kelnerki.
- Dobrze a dla pani?
- Ja poproszę to samo.- odpowiedziała z uśmiechem Violetta.
- Dobrze już niosę..
Po około dziesięciu minutach zajadali się przepysznym śniadaniem. Nie obyło się bez śmiechów, wygłupów i rozmów. Po skończonym posiłku, za który zapłacił Leon bo się uparł przyszedł czas pożegnania.
- A może odprowadzę Cię do domu?- spytał chłopak.
- Chętnie ale myślałam bardziej nad oglądnięciem jakiegoś filmu, razem, u mnie, co Ty na to?- odpowiedziała pytaniem na pytanie. Pokiwał głową na znak że się zgadza i się uśmiechnął.
- No to chodźmy- rzuciła i razem wyszli, ruszając w stronę posiadłości panienki Castillo.
***
Witajcie ziemianie :D
Tak właśnie obiecałam że się postaram no i jestem..
Jest to dopiero pierwsza część, więc będzie jeszcze druga bo tak to rozdział wyszedłby zdecydowanie za długi, ale z drugiej strony jest za krótki... :D
Nie wiem czy zauważyliście ale dodałam muzyczkę :D
Podoba mi się, mam nadzieję że Wam też...
OS jest pod spodem, nie chcę abyście o nim zapomnieli tylko i wyłącznie dlatego że dodałam rozdział, namęczyłam się nad nim.. Zajął mi sporo czasu, a nie pisałam go dla siebie tylko dla Was tak więc proszę doceńcie to..
Czytasz- Komentujesz- Motywujesz :D
Już nawet nie chcę mi się powracać co do komentowania wszystkiego, bo nawet prośby nie działają..
Miśka Verdas
PS. PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY I DO NASTĘPNEGO :*