niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 5: Przypadkowe spotkanie.

Otwórz oczy jest za późno,
nie szukaj mnie na próżno
Teraz tylko tracisz swój czas.
Czy tak wiele wymagałam,
w ślepą miłość zaplątana.
Czy żałujesz już, że nie ma nas
Honey- Lalalove


Rozdział dedykuję Wam!!
Dziękuje za wszystkie komentarze, wyświetlenia..
Dajecie mi siłę i motywację do pisania :)
A teraz nie zanudzam.. I miłego czytania...



Dziewczyna stała przez chwilę w ogromnym szoku. To co zobaczyła wywróciło ją z równowagi. Cała kuchnia była w soku truskawkowym, a na samym środku pomieszczenia siedział Leon z twarzą ubrudzoną od ciasta. Chłopak wiedział że będzie miał kłopoty i żadne wyjaśnienia tu nie pomogą. Taka już była. Często się złościła, ale chłopakowi to nie przeszkadzało. W takich momentach uciekał jak najdalej od niej, albo mówiąc w prost śmiał się z niej. W takich sytuacjach wyglądała jak by dym leciał z jej uszu i nosa. Jednak nie wygrasz póki nie zaryzykujesz. On też postanowił to zrobić. To będzie straszne. Ona mnie zabije. 
- Al-ll-e Fran ja Ci to wytłumaczę.- bronił się chłopak.
- Niech no ja Cię dorwę Verdas, już po Tobie!.
Zaczęli się gonić po całym domu. Dwudziestolatek nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
- Mamo!! Pedofil!!- chłopak krzyczał w niebo głosy.
- Przysięgam że nie ręczę za siebie, nie wierzę że przyjaźnię się z takim idiotom, ubrudziłeś mi całą kuchnię. Tylko nie wyobrażaj sobie że ja to będę sprzątać, o nie!! Czasami zachowujesz się gorzej niż dziecko, albo nie lepiej! Gorzej niż małpa! A nie czekaj, nie chcę obrażać dzieci i małp. One są zabawne i słodkie, a Ty potworny i ohydny- mówiła na jednym wdechu. Po chwili stanęła na środku pokoju, z braku sił.
- Albo wiesz co? Dorwę Cię innym razem, a teraz chodź- mówiła zdyszana.
- Gdzie chcesz mnie zabrać?- zapytał poruszając śmiesznie brwiami.
- Zboczeniec- odpowiedziała i przewróciła oczami. 
- No co, przyznaj się że masz na mnie ochotę. Każda ma. W końcu jestem taki przystojny, zabawny, uroczy....- wymieniał by dalej, ale Francesca mu przerwała.
- Skromny, głupi, psychiczny...- zaczęła śmiejąc się- Ale dla Twojej wiadomości, wolałabym zamieszkać w śmietniku niż spędzić z Tobą noc- dokończyła. 
- To miłych zapachów życzę!- rzucił, i poszedł obrażony w kierunku kuchni.
Zapomniałam dodać obrażalski. Zaśmiała się po czym ruszyła do pomieszczenia, do którego przed chwilą wchodził meksykanin. Widok jaki przykuł jej uwagę to Leon ścierający plamy soku z podłogi. Postanowiła mu pomóc i zabrała się za zamiatanie. Sprzątali w ciszy. Sami nie wiedzieli czym była spowodowana. W którymś momencie zaczęli śmiać się na całym dom. Było to niekontrolowane. Gdy się uspokoili szatyn zebrał się na odwagę. 
- Fran, odpowiesz mi na jedno pytanie?- spytał nieśmiało.
- No jasne- odpowiedziała uśmiechając się.
- Jesteś dziewicą?- dopytywał. Zamurowało ją. Jak on mógł zapytać się o coś takiego?. To niedorzeczne. Przecież nie mogę powiedzieć mu prawdy, zaczął by się śmiać. Pomyślała i nie myśląc długo rzuciła w stronę Verdasa szufelką, którą jeszcze przed sekundą trzymała w ręce. 
- Ałaaa- krzyknął i złapał się za obolałe miejsce. Trafiła prosto w głowę. Może w końcu zmądrzeje. Przeszło jej przez myśl.
- Masz nauczkę żeby nie zadawać takich durnych pytań, a teraz nie bądź baba i zabieraj się do roboty.
- Zołza. Czy ja powiedziałem to na głos? Chyba powinien spisać testament zanim tu przyszedłem. - Co powiedziałeś?- zapytała dziewczyna.
- Jaa? Przecież ja nic nie mówiłem. Oj Fran. Najpierw mnie obrażasz a potem wmawiasz mi że coś mówiłem. Przydała by Ci się wizyta u lekarza, najlepiej psychiatry.
- Może masz rację, ale to wszystko Twoja wina. Nie ważne już. Trzeba to posprzątać bo do jutra nie skończymy.- rzuciła i schowała się za ścianą. Po krótkiej chwili wróciła z wiadrem i mopem. 
- Miłej pracy- uśmiechnęła się szyderczo. 
- Jak byś tak nie nabrudziła, siedzielibyśmy teraz na sofie oglądając jakiś film. 
- Grabisz sobie Verdas, oj grabisz!- krzyknęła przybierając czerwony odcień twarzy.
-  Już nic nie mówię, spokojnie, buraków nie potrzebujmy. Znaczy to ja idę zmywać, a ty sobie odpocznij, obejrzyj jakiś film. Ja zaraz do Ciebie przyjdę.- odpowiedział, drapiąc się po karku.
- Pierwszy raz się z Tobą zgadzam, to świetny pomysł.- odparła, i ledwo co się obrócił a jej już nie było w kuchni. Po dwudziestu minutach ciężkiej pracy, zmęczony chłopak udał się do pomieszczenia w którym przebywała jego przyjaciółka. Myślał że razem obejrzą jakiś film. Jednak mylił się. Dziewiętnastolatka słodko spała. Uśmiechnął się na ten widok po czym po cichu do niej podszedł. Wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł do sypialni. Przykrył ją kocem. Wychodząc z jej domu napotkał brata Francesci, Luce. Porozmawiał z nim chwilę, i poprosił aby przekazał siostrze że musiał już iść. Po powrocie do domu opadł na łóżko i odpłynął do krainy Morfeusza. 

***

Następny dzień....
~~~~~~~~~~~~~~

Obudziły ją krople deszczu odbijające się od powierzchni okna. Przetarła swoje zaspane powieki. Rozejrzała się po pokoju i jedyne co zobaczyła to biały budzik leżący na szafce. Była zaledwie ósma, a dziewczyna już się wyspała. Podeszła do okna i usiadła na parapecie. Padał deszcz, a niebo było pochmurne. Mama zawsze jej powtarzała że to anioły płaczą. Pokazują tym swoją bezsilność, ból, cierpienie. W ten dzień wydarzy się coś strasznego. Jakiś człowiek poświęci swoje życie, i stanie się jedynym z nich. Razem z nimi będzie płakał. Już nie będzie cierpiał, tak jak na Ziemi. Zazna spokój. Można to nazwać rajem, do którego każdy z nas chciałby się dostać. A teraz? Teraz jej mama też jest aniołem. Stróżem. Chroni swoje dziecko przed niebezpieczeństwem. W przyszłości każdy z nas zostanie jednym z nich. Człowiek rodzi się po to aby umrzeć. Są przypadki gdzie śmierć następuje szybciej, ale jest to równe z głupotą ludzką. W dzisiejszych czasach brakuje szacunku dla drugiej osoby. Dorośli i dzieci chorują, na drogach jest coraz więcej wypadków i to tragicznych. Każdy z nas chciałby żyć wiecznie. A może jednak nie? No bo kto chciałby widzieć jak jego bliscy odchodzą z tego świata. To jest straszne.... Wszystko co istnieje ma drugą stronę metalu. Dwie maski. Jedną piękną, dobrą drugą złą, perfidną. Ona też chciała i dalej chcę zostać aniołem. Ale nie może. Nie potrafi. Po piętnastu minutach otrząsnęła się. Założyła szlafrok i zeszła do kuchni. Jedyne co zastała to głucha cisza i biała karteczka wisząca na drzwiach lodówki. Dziwne. 
 " Musiałem wyjechać w sprawach służbowych będę za cztery dni, uważaj na siebie.
 Dorian :* "
Dzieje się coś dziwnego. Najpierw jest wredny. Później nie przychodzi do niej w nocy, a teraz wyjeżdża i do tego wszystkiego pisze uważaj na siebie. A może on się zmienił. Może w końcu coś do niego dotarło. Już nie będzie taki samym bydlakiem jak kiedyś. No chyba że to przykrywka. Możliwe że robi to tylko po to aby mu zaufała, a potem znów będzie ją katował i gwałcił. A może to gra aktorska. Ale postanowiła o tym nie myśleć. Zapomnieć. W końcu powinna się cieszyć. Nie zobaczy jego okropnej twarzy aż przez cztery dni. Całe cztery dni wolności. Mogła robić co chciała. Wyjść na spacer, oglądać przez całą noc telewizję albo uciec jak najdalej stąd. Spacer. Tak to będzie dobre rozwiązanie. Pogoda zupełnie się zmieniła. Teraz nie padał deszcz, za to świeciło słońce. Pobiegła na górę, kierując się do swojej ogromnej szafy. Postanowiła że dzisiaj ubierze się zupełnie inaczej. Odważniej. Chciała pokazać wszystkie swoje atuty. Kierując się stylem z lekki pazurem wybrała śliczną sukienkę. Włosy rozpuściła podkręcając je lekko. Na oczy nałożyła kredkę, a rzęsy podkreśliła maskarą. Usta pomalowała czerwoną szminką. Na koniec popsikała się perfumami, które w przeszłości dostała od ojczyma. Efekt był zniewalający.

Nie czekając długo, zabrała torebkę z łóżka wyszła z budynku, przekręcając zamek. Nacisnęła jeszcze na klamkę w celu sprawdzenia, czy aby na pewno zamknęła dom. Ruszyła. Pierwsze miejsce które wpadło jej do głowy to park. Tam można się odprężyć. Chyba że nie lubi się dzieci, które śmieją się i krzyczą. Ale ona nie należała do takiego grona. Uwielbiała dzieci, a one uwielbiały ją. Podziwiała morze i fale odbijające się od muru. Ptaki, które wesoło ćwierkały serenady. Rośliny, które rozkwitały, nadając kolorów. W oddali zauważyła jakiegoś chłopaka siedzącego na ławce z gitarą. Był to piękny szatyn. Pragnęła podejść bliżej. Zobaczyła jego piękne szmaragdowe oczy, jak ocean. Usta, które prosiły o pocałunek. Vilu stop! Co się ze mną dzieje? Nie wiedziała co ją kusiło ale postanowiła porozmawiać z chłopakiem..

***

- Hej, mogę się dosiąść?- usłyszał delikatny, piękny a zarazem kojący głos. Spojrzał do góry. Zasłonił czoło ręką, aby lepiej zobaczyć tą osobę, a słonce zdecydowanie mu w tym przeszkadzało. Ale to co zobaczył zupełnie zbiło go z tropu. Zilustrował postać dokładnie. Miała piękne długie nogi, prześliczną sukienkę, genialną figurę. Gdy spojrzał na jej twarz nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa.
- Idealna.- powiedział. O nie, nie, nie! Powiedziałem to na głos. Pewnie uważa mnie za idiotę. 
- Słucham?- zapytała zdezorientowana.
- Nie nic, proszę siadaj.- odpowiedział ukazując rządek białych zębów. I te dołeczki. Każda dziewczyna mu ulegała. Wystarczyło żeby się uśmiechnął z już miał każdą. Są to głównie dziewczyny na jedną noc. Ale ona jest inna. Różni się od całej reszty, i pomimo że nawet nie zna jej imienia wie że jest wyjątkowa. Tak podpowiada mu serce. Przez chwilę siedzieli w ciszy. Żadne z nich nie myślało aby się odezwać. Bali się. Chcieli się pokazać z jak najlepszej strony. Ale co jak im się nie uda? Jak się sobie nie spodobają? Nie przypadną do gustu? Nie ważne. Trzeba żyć teraźniejszością. Barierę przerwała dziewczyna.
- Mam na imię Violetta, ale jeżeli chcesz możesz mówić mi Vilu.- powiedziała uśmiechając się promiennie do chłopaka.
- Miło mi, nazywam się Leon- odpowiedział lekko zawstydzony. To ja powinienem zacząć rozmowę. Co ona sobie teraz o mnie pomyśli.- Wiem że ci się to może wydać głupie, ale jesteś strasznie ładna. Twoja mama ma ogromne szczęście że ma taką ładną córkę.- Gdy to powiedział po policzku sztynki spłynęła łza.- Coś się stało? Uraziłem Cię? Jeżeli tak to przepraszam. Ona nic nie odpowiedziała tylko natychmiastowo wtuliła się w jego tors. Na początku się zdziwił ale później odwzajemnił uścisk. Przy nim czuła się bezpieczna. Rozkoszowała się zapachem jego perfum i chociaż na chwilę zapomniała o wszystkich problemach. Była jak w amoku. Dopiero po dłuższej chwili odsunęła się od chłopaka, spoglądając w jego oczy. W środku widziała iskierki które tańczyły szalony taniec radości. Po mimo że miała całe zapłakane oczy uśmiechnęła się do chłopaka.
- Prze-przepraszam nie powinnam.- powiedziała i spuściła głowę w dół.
- Nic się nie stało. To było bardzo miłe. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.- na te słowa Violetta spłonęła rumieńcem, próbując ukryć czerwone poliki za włosami. On podniósł jej podbródek zmuszając ją aby spojrzała mu prosto w oczy.- Ślicznie się rumienisz.
Potem rozmawiali bardzo długo na różne tematy. Mieli ze sobą dużo wspólnego. Uwielbiali lody śmietankowe, sport, muzykę. Wszystko układało się idealnie. Violetta miała nadzieję że chłopak zapomniał o tamtym incydencie. Jednak myliła się.
- Vilu powiesz mi dlaczego tak wtedy zareagowałaś? Gdy powiedziałem o Twojej mamie?- zapytał ze spokojem. O nie. Parę głupich słów, dwa zdania aby jej przeszłość wróciła. Nie chciała o Niej rozmawiać. To było trudne. Strasznie trudne.
- No bo..- zatrzymała się na chwilę. Wzięła głęboki wdech i wydech.- moja mama nie żyje. Znaleziono ją pobitą i zgwałconą w rzece. Jednak sprawcy nie odnaleziono.- dokończyła ledwo powstrzymując łzy.
- Przepraszam, nie powinien pytać.- mówił to z troską.
- Nie martw się nie wiedziałeś. To nie Twoja wina.- powiedziała uśmiechając się.
- Eee.. Niestety muszę już iść ale może spotkamy się jutro.- zapytał.
- Nie wiem czy będę mogła.- gdy to powiedziała Verdas w środku bardzo posmutniał. Spodobała mu się, i chciałby ją lepiej poznać.... Ale po chwili przypomniała sobie że przecież Dominguez wraca za cztery dni, a w domu i tak nie miałaby co robić.
- No dobrze. Jutro w tym samym miejscu o 14 może być?- zapytała.
- Tak! Nawet nie wiesz jak się cieszę. To do zobaczenia.- odpowiedział i podszedł do dziewczyny. Lekko się zlękła, ponieważ nie wiedziała co chce zrobić. A co jeżeli chce ją skrzywdzić, tak jak Dorian. Ale on tego nie zrobił. Musnął delikatnie Jej policzek i odszedł. Ona złapała się za miejsce na którym jeszcze przed chwilą spoczywały wargi Leona i uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała że będzie on bardzo ważną osobą w jej życiu. Jednak nie wiedziała jak bardzo.

***

Siemaneczko kochani :*
Wiem, wiem, wiem.. Zawiodłam Was.. Strasznie źle się z tym czuje ;(
Powinniście mnie powiesić, pociąć na kawałki, spalić na stosie.. zabić
Jak ja mogłam się tak zachować??
Rozdziału nie było tak długo..
A jak już jest to totalna nuda, beznadzieja, gówno..
Do tego wszystkiego jest krótki...
Ale postanowiłam się wytłumaczyć:
1. Nie miałam weny
2. Pisałam OS na konkurs
3. Nie miałam pomysłów.

Ale, ale..... Ponieważ jest tylko wątek Fran-Leon, Vilu, Leon-Vilu, wynagrodzę to Wam!
Za dwa dni, postaram się dodać dłuższy i może lepszy, ciekawszy, będzie wątek Ludmi z ... Albo nie będę Wam zdradzać... xD

Plus w ramach przeprosin i podziękowaniu rozdział jest dedykowany Wam. Dziękuje serdecznie za te wszystkie komentarze, wyświetlenia, za to że po prostu jesteście.

Kocham Was pysiaczki :D
Do następnego,
Miśka Verdas :)

Ps. W razie jakiś błędów przepraszam, ale moja klawiatura strasznie szwankuje ;/

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Hejka misiunie :**

Hejka misiunie :**
Przychodzę do Was z bezsensowną notką..
Chciałam dodać dzisiaj rozdział, ale..
Po pierwsze jeszcze nic nie napisałam, ale to u mnie normalne. Zawszę piszę na ostatnią chwilę, bo właśnie wtedy łapie mnie największa wena :D.... (takie tam "ciekawe" fakty z mojego życia)
Po drugie, nie mam czasu.. Jestem u babci, a u niej z internetem bywa różnie, a poza tym chodzi jak żółw. Albo nie nie będę obrażać żółwi, hahaha..
Dobra nie chcę przynudzać :33
Czyli podsumowując rozdział się nie pojawi ani dzisiaj, ani jutro...
No chyba że... Że Wam strasznie zależy..
Ale to komentarze, których jest mało. Tylko spokojnie nie jestem zła :)

A tak ogólnie wzięło mi się dzisiaj na wspomnienia..
Pamiętam jak Patrycja przekonywała mnie do założenia bloga. Na początku w ogóle się nie zgadzałam. Ale po długich przemyśleniach zdecydowałam się że spróbuję. Jednak przyjęłam parę zasad, kierowanych patrząc na niektóre blogi, nie będę mówiła jakie bo niektóre tak mają.
Jest hasło którym kierowałam się od początku. "Z pisania zrezygnuję dopiero wtedy gdy przestanie sprawiać to przyjemność mi."
Ale niestety ostatnio zawiodłam. Chciałam się poddać. I teraz zastanawiam się jak ja mogłam pomyśleć o odejściu. Przecież ja to kocham. I nie przestanę. To był dla mnie trudny moment. Chwila bezsilności. Ale wstałam. I idę, a właściwie piszę dalej dla Was i dla siebie. A odejść nie pozwoliły mi moje kochane dziewczyny, moje przyjaciółki. Chodzi mi tu o Cheryl, Patrycje Brooks, Nine Verdas. Dziękuje Wam. :D

A teraz nie zanudzam, żegnam z tym głupim i bezsensownym postem,
Miśka Verdas :*

niedziela, 20 kwietnia 2014

Nowy blog!!

Hejka, z góry przepraszam że tak późno :**
Niestety lub stety mam dla Was wiadomość...
To nie ja zakładam nowego bloga, nie wiem czy dałabym radę ale....
Moje kochane dziewczyny postanowiły połączyć talent, chęci i siły i stworzyły bloga..
A teraz wszyscy zastanawiają się o kogo chodzi..... :D
Tak więc nie przedłużam....
.........................................................
...........................................................
.................................................................
No dobra, chodzi o Cheryl i Katarine!!!!!!!!!!!!!!!!
Jupi :**************
Wszyscy się cieszą, wiem ja też ^^

A ich wspaniałego wspólnego bloga znajdziecie TUTAJ
Wpadajcie, warto :)

A teraz może coś opowiem o tym genialnym blogu.
Dziewczyny dodały jeszcze dzisiaj prolog.
Jest prawdziwy, genialny, orginalny a jednym słowem idealny *.*
Przypomina prawdziwą historię....
Dziewczyna która jest wyzywana od najgorszych, będąca w "złej paczce"
W przeszłości została perfidnie skrzywdzona.
A to wszystko przez miłość.
Miłość, w tym przypadku nieszczęśliwą, dramatyczną..
Czy ktoś zmieni jej zachowanie?
Czy znajdzie się osoba która uratuje ją od "tego" życia.
Tego przekonacie się na ich cudownym blogu. Link powyżej :)

Miśka Verdas :33

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 4: Verdas ty idioto!

Nie bardzo wiem, co o tym sądzić
Coś w sposobie w jakim się poruszasz
Sprawia, że czuję się jakbym nie mogła bez Ciebie żyć
To pochłania mnie kompletnie
Chcę, żebyś został.
Rihanna- Stay ft. Mikky Ekko

Rozdział dedykuję Ninie Verdas. 
Dlaczego? Zajrzyjcie do notki pod rozdziałem a przekonacie się sami :*

MUZYKA

Przyjaciel to osoba która będzie przy Tobie w każdej chwili.
Wesprze Cię.
Doda otuchy.
Gdy będzie taka potrzeba da Ci niezły opierdziel.
Motywację do działania.
Dla niego nie liczy się Twój wygląd.
Jest w Tobie coś niezwykłego, co liczy się dla niego najbardziej.
Akceptuje Cię w stu procentach.
Kocha twoje zalety, ale i wady.
Ufa Ci bezgranicznie.
Nie zostawi Cię, gdy popełnisz błąd.
Będzie Ci wybaczać.
Przyjaciel jest jak rodzeństwo.
Wiesz że przy nim możesz być Sobą.
Nie ukrywasz się pod maską.
Nie chcesz być doskonały.
Razem śmiejecie się, płaczecie.
On zawsze będzie Cię bronił.
Bo Cię kocha.
Czasami doprowadzasz go do nerwów.
Ale jesteś tylko człowiekiem.
I on to rozumie.
Bez względu na wszystko, na zawsze pozostaniesz w jego sercu.
Ona ma takich przyjaciół.
To oni zawsze do niej przychodzili, słysząc jakieś dobre rady.
Ale pewnego dnia coś w niej pękło.
Załamała się.
Popadła w depresję.
Czy to nieodwzajemniona miłość?
A może kompleksy, które w pewnym momencie dały za wygraną...


Stali tak jeszcze przez chwilę wtuleni w Siebie. W końcu dziewczyna odsunęła się lekko. Była cała zapłakana. Wyglądała gorzej niż zombi, ale dla niego to się nie liczyło. Była piękna zawsze i wszędzie. Niepewnie uniósł jej podbródek do góry.
- Nie bój się, możesz mi zaufać. Zawsze będę przy Tobie.- mówił najczulej jak tylko potrafił. Doskonale wiedział że dziewczyny przeżywają wszystko dwa razy silniej. Tutaj potrzeba delikatności.
- Jj-aa t-to wie-ee-m- mówiła przez płacz.
- Ciii...Nic już nie mów, porozmawiamy jak się uspokoisz.- dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko ponownie wtuliła się w umięśniony tors Leona. W całym domu było słychać jedynie głośny oddech Francesci. Po dziesięciu minutach uspokoiła się. Nie było słychać nic. Kompletna cisza, pustka. Ale pomimo tego dalej stali jak kilkanaście minut temu. Włoszka w ramionach Verdasa czuła się bezpieczna. Powoli uniosła głowę i spojrzała prosto w Jego piękne szmaragdowe oczy. Dzieliło ich zaledwie parę centymetrów. Dziewczyna przysunęła się jeszcze bardziej. Czuli swoje ciepłe oddechy. Oboje pragnęli skosztować ust osoby stojącej na przeciwko. A może jednak nie?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nic nie rozumiała. Przecież nie miała ojca. Nigdy go nie poznała, i nie miała takiego zamiaru. A może to był znak. Może los chce aby go odszukała, poznała. Lepsze to niż życie w takim koszmarze. Ale nie była pewna czy jest na tyle odważna. Czy zdoła spojrzeć mu w oczy, po tylu latach. Ale może uda im się odbudować relacje, i będą szczęśliwą rodziną. Nie, przecież to niedorzeczne. On uciekł, gdy jej jeszcze nie było na świecie. Ale musi być jakieś wyjaśnienie. Przecież nie zrobił tego od tak. Dość Violetta. Nie myśl o nim. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju. Było już ciemno. To trochę dziwne. Zawsze o tej porze przychodził ON. A może nie przyszedł przez to że zemdlała. Jednak myliła się. Ktoś zbliżał się do jej pokoju. Postanowiła że odwróci się na drugi bok i będzie udawała że śpi. Nagle drzwi do pokoju dziewczyny uchyliły się. Pojawiła się w nich postać dorosłego mężczyzny, Był to nie kto inny jak stary Dominguez. Pewnie podszedł do dziewczyny. Nachylił się i pocałował ją w policzek. Zebrało jej się na wymioty, ale nie mogła nic powiedzieć. Nie mogła się zdradzić. O dziwo, poszedł. Nic nie rozumiała. Może myśli że jest chora. Oby. Przeszło jej przez myśl. Siedemnastolatka podniosła się do pozycji siedzącej, wciąż nic nie rozumiejąc. Była bardzo zdziwiona. Ale w środku skakała z radości. Jednak nie mogła tego zrobić. Nie chciała aby przyszedł. Przez następne pół godziny myślała nad snem i zachowaniem ojczyma. Po czym odpłynęła do krainy Morfeusza.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Mamo, ale dlaczego?? Rozumiem spędzać weekendy u dziadków w Buenos Aires, ale żeby z nimi mieszkać?!- marudził Włoch.
- Niestety ale razem z tatą podjęliśmy już decyzję. Zamieszkasz z dziadkami i koniec kropka- powiedziała stanowczo kobieta.
- No ale dlaczego?- dopytywał.
- Dlaczego?? I ty się jeszcze pytasz dlaczego?? A spojrzałeś dzisiaj do chociaż jedne gazety? W każdej z osobna jesteś ty i to na okładce!! " Zabawa z prostytutką, co się dzieje z tym chłopakiem" "Czyżby młody Pasquarelli odwiedzał burdel?" Przyniosłeś wstyd całej naszej rodzinie- wykrzykiwał tym razem ojciec chłopaka.
- Przepraszam, to już się więcej nie powtórzy, tylko błagam nie każcie mi mieszkać z dziadkami- bronił się młodzieniec.
- Bardzo Nam przykro ale miarka się przebrała. Do póki nie zmienisz swojego zachowania będziesz mieszkał z dziadkami. A i jeszcze jedno nie będziesz dostawał od Nas żadnych pieniędzy, sam musisz na Siebie zarobić, jak prawdziwy mężczyzna.
- Co!?!?! Zwariowaliście?! Ja Sobie nie poradzę z tymi starymi piernikami. I do tego muszę zarabiać? A co ja pochodzę z jakiejś łaźni?? Jestem pełnoletni, w dupie Was mam. Mogę robić co zechce- poniosły go emocje. Wcale nie chciał tak mówić, ale czasu nie cofnie. Już było za późno. Rodzice nie odezwali się ani słowem. Zdziwiło ich zachowanie syna. Jedno było pewne, stracił on dumę w oczach ojca.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak co wieczór usiadła na parapecie i śpiewała różne piosenki oglądając gwieździste niebo. Była szczęśliwa. W końcu znalazła przyjaciółkę. Może w przyszłości będą chodziły na podwójne randki. Będą miały swój dzień. Tylko dla nich. Możliwe że będą miały tysiące wspomnień i zdjęć. Ale to tylko marzenia, i wytwór jej wyobraźni. Przecież nie ważne jest jutro, najważniejsze jest to co dzisiaj. A dzisiaj stało się coś pięknego. Zyskała przyjaciółkę. Kogoś kto będzie ją wspierał. Pocieszał w trudnych momentach. Cieszył się razem z nią. Delikatnie odłożyła gitarę na specjalny stojak. Stanęła na środku pokoju i nie wiadomo skąd zaczęła śpiewać. Słowa przychodziły z wielką łatwością. Po dziesięciu minutach miała już większą część piosenki. Tekst był po angielsku. Dziewczyna pomimo że mieszkała w "więzieniu", nauczyła sie wielu rzeczy. Jedną z nich był angielski. Jeszcze parę razy zaśpiewała i z uśmiechem na twarzy położyła się spać. Nie wiadomo kiedy odpłynęła do krainy Morfeusza.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Chłopak odsunął się od włoszki. Ona tylko spuściła głowę. Czuła wstyd i zażenowanie.
- Fran, przepraszam po prostu..- chciał dokończył ale dziewczyna mu przerwała.
- Nie, nie musisz się tłumaczyć. Rozumiem. Nie podobam Ci się i tyle. Zresztą ja się nikomu nie podobam. Przywykłam do tego- powiedziała smutna osiemnastolatka.
- Nie to nie tak- próbował sie bronić- nie chcę Cię pocałować bo jesteśmy przyjaciółmi, a nie chcę psuć tego co jest pomiędzy Nami cukiereczku. Pamiętasz w przedszkolu zawsze tak do Ciebie mówiłem. A wracając... Gdybyśmy sie nie przyjaźnili już dawno wpił bym się w Twoje usta. Ale nie mogę. Tylko nie opowiadaj takich bzdur. Jesteś piękną dziewczyną, a właściwie to już kobietą. Nie jednemu facetowi się podobasz.- powiedział i ukazał rządek białych ząbków.
- Taa.. chyba ściana- powiedziała ironicznie.
- Co? Nie rozumiem.- podrapał się nerwowo po głowie. Robił tak zawsze gdy czegoś nie wiedział. Za każdym razem gry to robi wygląda jak totalny głupek, który nic nie wie.
- Chyba ściana uważa że jestem piękne- odpowiedziała a jej oczy zaszkliły się.
- Nie prawda. Jestem pewny że w przyszłości znajdziesz mężczyznę który będzie Cię mocno kochał, zmajstruje Ci gromadkę dzieci, i będziecie żyli długo i szczęśliwie. Jednak potrzeba czasu, aby znaleźć miłość. Najlepszym przykładem jestem JA. Mam dziewiętnaście lat i jeszcze nie odnalazłem swojej drugiej połówki- mówił dumnie. Chociaż gdzie głęboko w środku cierpiał i to bardzo. Ale nie chciał tego ukazywać. Nie dziś, nie w tej chwili, nie przy tej osobie.
- Ty to od zawsze byłeś jakiś dziwny.- dziewczyna mówiąc to nie mogła powstrzymać sie od śmiechu.
- No i to mi się podoba, od razu lepiej jak się uśmiechasz. Ale zaraz, zaraz......  Ej! To było wredne! Foch!- tupnął nogą i odwrócił się plecami do przyjaciółki.
- Foch forever na pięć minut?- zapytała w dalszym ciągu się śmiejąc.
- Tak!- rzucił obrażony i wstał. Szedł w kierunku kuchni.
- Gdzie ty idziesz?- zapytała
- No jak to gdzie? Do Twojej kuchni, nie widać?
- Widać, widać ale po co?- po raz kolejny zapytała
- Głodny jestem, zaraz wrócę.- odpowiedział i wpadł czym prędzej do kuchni.
Nie minęły nawet dwie minuty a z pomieszczenia, w którym obecnie znajdował sie Leon słychać było wielki huk. Francesca wybiegła z salonu niczym torpeda. To co zobaczyła zwaliło ją z nóg.
- Verdas ty idioto!- krzyknęła.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No siema misie :*
Co do dedykacji. Dlaczego akurat dla Niny? Bo jest wspaniałą osobą. Kocham ją jak siostrzyczkę. Piszę takie spaniałe komentarze, prowadzi wspaniałego bloga którego znajdziecie TUTAJ. A do tego wszystkiego jest śliczna, kochana. Ah.. no po prostu dziękuje Ci za to że przy mnie jesteś, wspierasz mnie :**
I z całego serca przepraszam że dedykuję Ci takie coś :)

Tak wiem beznadziejny, krótki, nudny,bezsensowny...
Mi się nie podoba, a wy co o nim sądzicie?
Proszę doceńcie to że dodałam go przed ustalonym terminem.
No to ten komentujcie
Ja spadam, wpadnę z czymś jutro

Miłych snów,
Miśka Verdas :D

PS. PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY, JEST PÓŹNO, NIE MAM SIŁY ICH SPRAWDZAĆ :) 

Mini OS "Nigdy się nie podda."


"Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś.
Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś."
                                                                          ~Stanisław Lem


Wydawać by się mogło że nie wyróżnia się spośród tłumu. Jest zwykłą nastolatką. Ma skryte marzenia, które zapewne się spełnią. Ale nawet gdyby nie, ona się nie podda. Ma problemy, z którymi często nie może sobie poradzić. Ale wtedy zaczyna pisać. To ją uspokaja. Daje energię. Może opisać każde uczucie wypełniające jej wnętrze. Przelewa swoje myśli na piękną historię. O miłości. Okazuje w niej siebie. Na każdym kroku, w każdym słowie. Po części opisuje samą Siebie. Swoje życie, w ulepszonej wersji. Tak jakby była w pięknej bajce gdzie wszyscy są szczęśliwi. Jednak są momenty w których nie ma siły. Upada. Nie potrafi się podnieść. Ale nie poddaje się. Nigdy się nie podda. Jest silną osobą, walczącą do końca. Najważniejsza jest dla niej rodzina, przyjaciele. Ona nie chce pieniędzy, sławy, chce spełniać swoje marzenia, kontynuować swoją pasję, chce pokazywać ludziom to co kocha. Co sprawia jej radość. Prowadzi bloga. Ma wielu czytelników.
W przyszłości chce być po prostu szczęśliwa. Mieć kochającą rodzinę, gromadkę dzieci i męża. Ale nigdy nie zapomni o pisaniu. To jest jej drugi świat. Kiedyś gdy będę szła przez ulicę spotkam ją. Będzie wtedy znaną pisarką. Wydawać by się mogło że jest zwykła, ale jest niezwykła. Potrafi wywołać uśmiech na mojej twarzy. Ona mnie zawsze wysłucha, pocieszy. Jest prawdziwą przyjaciółką.
Spełnia swoje marzenia, ale wiem jedno.
Nie podda się.
Nigdy się nie podda.
Bo taka właśnie jest Nina.
Po mimo swojej skromności jest osobą otwartą.
Nigdy jej nie zapomnę.
Na zawsze pozostanie w moim sercu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No Hej znowu :*
Powracam z hm... mini OS :D
Jest on dedykowany, a właściwie opisujący Nine Verdas.
Pamiętaj Kocham Cię, i zawsze będziesz moją przyjaciółką.
Dziękuje że jesteś :**

Miśka Verdas :33

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 3: Zaraz będę.


Łatwo przyszło, łatwo poszło
Tak właśnie żyjesz, oh
Bierzesz, bierzesz, bierzesz to wszystko,
Ale nigdy nie dajesz
Powinienem wiedzieć, że jesteś kłopotem od pierwszego pocałunku 
Miałaś oczy szeroko otwarte,
Dlaczego były otwarte?
Bruno Mars- Grenade 


Rozdział dedykuję Cheryl, dziękuje Ci za wszystko :*
Nie będę tu wymieniać bo to za długo, a więc napiszę dokładnie wszystko w notce pod rozdziałem :)


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Zapytam po raz drugi ale ostatni. Gdzie byłaś?- mówił jeszcze spokojny mężczyzna. Wydawać by się mogło że się martwi, ale to tylko pozory. W rzeczywistości gotował się od środka. Czekał tylko na odpowiedni moment... Cisza, żadnej odpowiedzi. No bo co miała powiedzieć? Że w końcu poznała osobę która ją rozumie, której powiedziała że ojczym ją gwałci i katuje? Przecież to by było nie dorzeczne. Dorian by ją za takie coś zabił. W końcu miał opinię porządnego biznesmena, ojca. A takie coś zrujnowało by mu życie, a co ważniejsze karierę. Jednak wszystko ma swoje konsekwencje. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi równa się z bolącym śladem. Dziewczyna dostała w twarz z całej siły. Obróciła się i bezwładnie opadła na podłogę. Złapała się za obolały policzek. Nie rozumiała jak można uderzyć osobę dwa razy młodszą i dwa razy słabszą. To jest karalne. Ale nie dla niego. On może to robić kiedy chce i jak chce. Nikt go nie powstrzyma. Musiała to znosić. Nie miała innego wyjścia. Wolała żeby codziennie ją bił niż żeby miał ją zabić. Przecież jeszcze całe życie przed nią. Chciałaby się zakochać, mieć przyjaciół, móc wyjść gdzieś na miasto. Miała marzenia, tak jak każdy człowiek. Niby głupie błahostki ale dla niej znaczyły więcej. Chciała mieć kochającą rodzinę, zostać sławną piosenkarką, mieć w przyszłości dzieci, zdać studia, i przede wszystkim przeżyć. Ale wiedziała że to nie możliwe. I tak wcześniej czy później zginie. Jeżeli nie z winy Doriana, to sama coś sobie zrobi. Wstała a po jej policzkach poleciały pierwsze łzy. Już sama nie wiedziała co ma zrobić. Przecież cokolwiek by nie powiedziała i tak skończy się to ranami, które będą jej przez długi czas przypominać Jego. Po dłuższej chwili postanowiła zaryzykować.
- Prze-prze-praszam. T-tt-o się więcej nie powtórzy. Obiecuj-jj-ę.- słowa wypowiedziała z wielkim trudem, jąkając się.
- Ale ty jesteś głupia! Nie dość że nie umiesz się wytłumaczyć i przyjąć z godnością kary, to jeszcze mnie przepraszasz. W dupę wsadź sobie to przepraszam. Jazda na górę!- odpowiedział, o ile to można tak nazwać. Zamarła. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Przecież przeprosiła. Co mogła jeszcze zrobić. Dla niego najlepiej by było gdyby poszła z nim do łóżka, ale on taka nie jest. Nie chce tego, więc skoro on jej nie zmusza ona tego nie zrobi.
- Głucha jesteś? Powiedziałem żebyś stąd poszła szmato!- i znowu ten obleśny głos, którego tak strasznie nienawidziła. Robiło je się nie dobrze gdy tylko go słyszała. Kolejne uderzenie. Tym razem nie wytrzymała i zemdlała. Najchętniej nie budziłaby się.

Była sobota. Słońce ogrzewało całe Buenos Aires. Dzieci bawiły się ze swoimi rodzicami na placach zabaw. Pary chodziły po parku trzymając się za rękę. Jedną z nich byli młodzi Castillo. Szli uśmiechnięci ciesząc sie swoim towarzystwem. Usiedli na ławce i przyglądali się małej dziewczynce huśtającej się na huśtawce. Miała długą białą sukienkę, z małą plamką po lodach. Włosy uczesane miała w dwa śmieszne kucyki. Na malutkich palcach można było dostrzec kolorowe paznokcie. Mama zawsze malowała paznokcie swojej córeczce. Były takie same. Obie kochały sukienki, piękne buty na małym obcasie i pomalowane paznokcie. Lubiły takie same rzeczy pomimo tak sporej różnicy wieku. Nagle dziewczynka zeskoczyła z huśtawki i pobiegła w stronę pary. 
- Mamusiu, a pójdziemy zobaczyć małpki?- zapytała mała.
- Małpki? A dlaczego akurat małpki- zdziwił się ojciec.
- No bo mama zawsze powtarza że Ciebie tatusiu wychowały małpki, i chciałam im podziękować za to że jesteś taki wspaniały- wyjaśniła.
- Ja też Cie kocham skarbie
- Ale tatusiu ja nie powiedziałam że Cię kocham.- powiedziała czterolatka ukazując rządek białych ząbków.
- Wiem, ale czuję to.- mężczyzna wstał, wziął na ręce małą i zakręcił nią wokół własnej osi. 
- Ale fajnie !- krzyczała pod wrażeniem.
Nagle na niebie pojawiły się ciemne chmury. Powiał zimy wiatr, wszyscy zaczęli uciekać. Mężczyzna odłożył dziewczynkę i razem z narzeczoną zaczął biec za tłumem. Mała została sama. Z nieba zaczął padać deszcz. 
- Mamo! Tato! Nie zostawiajcie mnie!- była roztrzęsiona. Nagle poczuła jak ktoś ją łapie i podnosi. Był to obcy mężczyzna. Wziął ją przez ramię i czym prędzej pobiegł w przeciwnym kierunku. 

- Tato! Pomocy! - szatynka obudziła się. Była cała spocona. Jej oddech był strasznie ciężki. ~Więc to był tylko sen.~pomyślała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Następny dzień....~~~~~~~~~~~~~
W życiu każdego człowieka pojawia się moment depresji. Wtedy wszystkie kompleksy wychodzą na wierzch. Nasze problemy wygrywają. Nic innego się nie liczy. Uważamy się za najgorszych, często pojawia się pytanie po co ja żyję. Młoda włoszka wyciągnęła z torebki telefon. Wybrała numer po czym zadzwoniła. Pierwszy sygnał, drugi...Już miała się rozłączać gdy ktoś nagle odebrał..
- Halo Fran?- spytał przez słuchawkę..- Francesca słyszysz mnie? Halo? Odpowiedz bo się denerwuję.
- Taa-a-k to j-aa- odpowiedziała cała zapłakana.
- Co się stało?- spytał z czułością. Właśnie za to go kochała, był delikatny i czuły. Przyjaciel skarb mówiąc w prost.
- Prosz-szę przyjedź.- nie była w stanie nic więcej wydusić. Potrzebowała kogoś, kogoś bliskiego. Komu będzie mogła się wyżalić, a Leon był najodpowiedniejszą osobą. To właśnie do niego wszyscy dzwonili, gdy byli smutni, potrzebowali rozmowy, pocieszenia.
- Zaraz będę- szybko odłożył słuchawkę. Ostatnie co słyszała to dźwięk ruszającego auta.
Jechał jak najszybciej mógł, ona go potrzebowała. Była jego przyjaciółką najlepszą, a w sumie jedyną jaką miał. Kocha ją. Znali się od dziecka. Często wspomina gdy chodzili do przedszkola a on wręczył jej pierścionek i oznajmił że jest jego na zawsze. W podstawówce nawet mu się podobała, ale nie chciał psuć ich przyjaźni. A oni są najszczerszym dowodem. Na piękną przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną.
Nawet nie zauważył gdy dojechał na miejsce. Wybiegł z pojazdu i ruszył w kierunku białych drzwi. Zaczął pukać jak opętany. Otworzyła mu cała zapłakana włoszka. On bez wahania uścisnął ją. Wiedział że teraz będzie to najlepsze. A dopiero gdy się uspokoi zapyta się co się stało. I nie mylił się. Dziewczyna z całych sił uścisnęła chłopaka. Moczyła jego koszulę słonymi i piekącymi łzami, ale jego to nie obchodziło. Teraz liczyła się tylko ona.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Młody, piękny, niezastąpiony, bogaty. Za takiego się uważa. Po mimo tego że jest takim samym nastolatkiem jak cała reszta. Nie różni się niczym, może pomimo talentu który posiada. Ale nit tego nie docenia. Dlaczego? Bo jest zadufanym w sobie dupkiem. Tak ocenia go każdy, kto zna go bliżej. Zgrywa dwie osoby. Przy rodzicach jest kochającym syneczkiem aniołkiem, w branży bezlitosny, wredny, arogancki...Można tak wymieniać w nieskończoność. Nie raz trafiał na okładki gazet, ale artykuły nie były pozytywne. Normalnego człowieka doprowadziły by do depresji ale nie jego. On miał to gdzieś. Ale są osoby które akceptują go takim jakim jest, wspierają i pomagają. Pomimo tego że nie raz doprowadzał ich do szału są przy nim i zawsze będą. Tak jest przyjaźń. Jednak jest osoba która zna go najlepiej ze wszystkich. Wie jaki jest w rzeczywistości, że nie jest zakompleksionym gówniarzem który próbuje zaistnieć, ale dobrym i miłym chłopakiem. Jednak on się nie zmieni. Nie potrafi, jest mu dobrze tak jak teraz. Po mimo próśb najlepszego przyjaciela, Leona, chłopak "nie ma serca". Tak samo jak Verdas kocha dziewczyny. Nie raz krążyły plotki o kolejnej dziewczynie Włocha na jedną noc. Były ich tysiące. Dziewczyny kleiły sie do niego jedna za drugą. Tak jakby oceniać książkę po okładce. Ma piękne, idealne opakowanie ale w środku jest nie warta niczego. Nie ma sensu jej czytać. tak samo jest z Włochem. Jedynym ratunkiem jest miłość. Czyli można rzec otwarcie, on się nie zmieni.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie kochani :*
Dedykacja.... Chciałam dedykować ten rozdział Cheryl za to że po prostu jest, znamy się parę dni a ja już wiem że mogę mówić do niej przyjaciółko. Prowadzi świetnego bloga którego znajdziecie TUTAJ 
Jest wspaniałą osobą. Jest miła, kochana, no po prostu zarąbista :* Ona zadedykowała mi aż dwa rozdziały, do tego pozwoliła mi napisać chociaż część jej rozdziału, za co jej z całego serca dziękuje. Mam nadzieję że chociaż tak odrobinkę się odpłacę. Kocham Cię przyjaciółko ty moja ^^ 
A co do rozdziału, to chcę Was wszystkich przeprosić. Nie dość że krótki to jeszcze beznadziejny. Ale następny postaram się dodać chociaż troszkę lepszy.

PS. DODAŁAM ANKIETĘ WIĘC PROSZĘ GŁOSUJCIE, I KOMENTUJCIE ROZDZIAŁY BO TO DLA MNIE BARDZO WAŻNE 

I dziękuje z całego serca za tyle wyświetleń + przepraszam za błędy

Do następnego,
Miśka Verdas





poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Mini OS "Życie czasami karze nam upaść, abyśmy podnieśli się dwa razy silniejsi."





Kochała życie. Uważała że to jest dar od Boga, jedyna szansa której nie można zmarnować. Miała trudne dzieciństwo była maltretowana przez swoją matkę. A przecież to dzięki niej przyszła na świat. To ona nosiła ją przez dziewięć miesięcy w brzuchu. To własnie ona powinna pokochać ją już na samym początku, dawać jej miłość, ciepło. Okazywać wsparcie, robić wszystko aby czuła się bezpieczna, kochana. A tymczasem....
Była bita i poniżana. Robiła za służącą. Nie było dnia aby nie płakała, i nie wracała do pokoju z nowymi siniakami. Nikt nie wiedział jak wygląda jej życie. Jej matka przed ludźmi zgrywała świętą. A prawda była taka że codziennie piła. Gdyby mogła to już dawno pozbyłaby się tej niewinnej, drobnej kruszynki, ale z kogo by się śmiała. Kto by na nią zarabiał. Skończyła by pod mostem. I to był jedyny powód dla którego nie wyrzekła się dziewczyny. Jednak pewnego dnia, jedna wiadomość, zniszczyła wszystko... Okazało się że kobieta przez alkohol zachorowała. Przez ten czas nie odzywała się do córki. Sama nie wiedziała czy nie była w stanie spojrzeć jej w oczy, czy chciała do końca ją wykończyć....10, 5, 3, 1... Dni mijały szybciej niż zawsze..... Umarła. Na jej pogrzebie byli wszyscy. Włącznie z dziewczyną. Pomimo tych krzywd które jej wyrządziła, ona jej wybaczyła, przecież była jej matką. Kochała ją pomimo wszystko. I nadal będzie. Żałowała tylko, że nie zdążyła z nią porozmawiać. Jedna rozmowa, która mogła odmienić życie nastolatki na zawsze. Ale ona nie poddała się. Podniosła się i ruszyła dalej przez życie. Nikt nie znał jej historii. I nigdy nie pozna. Wydawać by się mogło że przeszła w swoim życiu już dużo, za dużo. Ale było coś gorszego. Szkoła. Miejsce którego nienawidziła. Miała tam przyjaciółkę, fałszywą, z resztą była taka jak cała reszta. Co to za przyjaciółka, która zadaje się z twoim największym wrogiem, wyzywając przy tym Ciebie.
I drugi powód, ważniejszy. Okrutna, nieodwzajemniona, miłość. Chłopak który wydawał się ideałem, zmienił się przez jedną osobę. Jedna głupia osoba potrafiła zniszczyć człowiekowi życie. Znienawidziła ich wszystkich. Na początku zamknęła sie w sobie. Nie rozmawiała z nikim. Była sama. Z resztą i tak nikt by jej nie wysłuchał. Nikogo by to nie obchodziło. Ale potem było coraz gorzej. Zaczęła sie okaleczać, aż w końcu trafiła do nieba. Stała się aniołem. Aniołem który miał dość życia na Ziemi, i wolał powrócić do domu, w których wszystko jest piękne i idealne. Do swojej bajki.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka :*
Tak jak widać brak rozdziału, tylko kolejne "coś" co można nazwać "moim tekstem" :D
Fragment zaznaczony na fioletowo jest na podstawie życia i opowieści pewnej znanej i bliskiej mi osoby. Ona wie, ze to o niej. ^^
Ale nie będę wypowiadała się na forum publicznym, o sprawach osobistych...

No to ten xDD
Proszę o komentarze ;)
Dziękuje za wyświetlenia :33
Rozdział powinien pojawić się pojutrze, więc oczekujcie

A teraz spadam,
Miśka Verdas

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 2: Szara rzeczywistość

Dzisiaj na jutro pewnie czekam bez strachu
Wita mnie świt, witam go na luzaku
Radości łzy i smutku pół na pół
Cały czas życiu stawiam czoła bez strachu

Paluch-Bez Strachu



Każdy z nas zastanawia się czym jest samotność. Mamy przy sobie wiele ludzi. Rodzinę, przyjaciół, znajomych. Ale na świecie żyją osoby, które są same. Nie wiedzą czym jest miłość. Jak to jest gdy możesz się komuś wyżalić, wiedząc że ta osoba zawsze będzie przy Tobie bez względu na to, jaką głupotę byś zrobił. Jak to jest być przez kogoś kochanym, mieć poczucie bezpieczeństwa. Są samotni. Samodzielnie poznają życie. Uczą się na błędach. Takie życie wydaje się piękne. Jest się wolnym człowiekiem. Ale to tylko wymysł. Ludzie samotni boją się komukolwiek zaufać. Nie wiedzą jak się to skończy. Bywają łatwowierni. Możemy się tylko zastanawiać jaki okrutny los ich spotkał, że teraz nie mają nikogo. Czasami ludzie umierają, albo po prostu odchodzą. Typem takiego samotnika była Ludmiła Ferro. Piękna blond włosa, osiemnastolatka bardzo szybko dojrzała. W wieku czterech lat, jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Babcia przejęła opiekę nad tą kruszynką. Nauczyła ją walczyć do samego końca. Ale wszystko z czasem znika. Każdy z nas rodzi się po to aby umrzeć. Tak właśnie, gdy Ludmiła miała dziesięć lat, jej babcia zmarła na białaczkę. Dziewczynka zamknęła się w sobie. Ostatnia bliska jej osoba odeszła. A co stało się z nią później?.... Zabraną ją do sierocińca. Tam spędziła najbliższe osiem lat swojego życia. Nie kolegowała się z nikim, czekała. Czekała aby w końcu wydostać się z tego, jak to ona nazywała "więzienia".
Jednak pomimo chęci, nie wytrzymała. Uciekła. Nikt jej nie szukał, może dlatego że miała prawie osiemnaście lat. Udała się do rodzinnego domu. Był opuszczony i bardzo stary. Ale nie miała pieniędzy, aby przenocować chociaż w hostelu. W swoim dawnym pokoju znalazła gitarę. Dostała ją od mamy. Zawsze po obiedzie siadały na łóżku, grały, śmiały się i śpiewały. Była jej najlepszą przyjaciółką. A przez jakiegoś durnego faceta, który prowadził auto pod wpływem alkoholu, straciła ją. Przeklinała go codziennie. Życzyła mu śmierci. Aby zgnił w więzieniu. Nie była w stanie mu wybaczyć, był dla niej zwykłym śmieciem. Od tamtego czasu Ludmiła codziennie chodzi do parku i tam gra, zarabiając pieniądze na utrzymanie.....
Kolejny dzień pełen łez i różnych komentarzy kierowanych w jej stronę. Ciężko to znosiła, ale starała się być silna. Dla nich, pomimo tego że odeszli, że już nigdy więcej ich nie zobaczy. Jednak tego dnia nie wytrzymała. To ją przerosło. W jednej chwili się poddała. Coś w niej pękło. 

Wszystkie wspomnienia wróciły. Głównie te złe. Łzy same zaczęły spływać po piekących policzkach. Zaczęła biec. Przed siebie. Nie obchodziło ją gdzie dokładnie chcę być. Po prostu z dala od tego świata, od ludzi i od siebie samej. Chciała się zabić. Nie jeden raz myślała o śmierci. Ale stwierdziła że pokaże światu, iż można. Można wygrać ze wszystkim, z tym całym nędznym światem. Z tą szarą rzeczywistością. Usiadła na jednej z ławek w parku, podkuliła nogi. Zamknęła się w klatce, z której najchętniej by nie wychodziła. 




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Leon!! Gdzieś ty był?! Nie widzisz różnicy pomiędzy 8:30 a 9:30?? Dlaczego jesteś takim idiotom?? Zachowujesz się gorzej niż dziecko!- ciągnęła zezłoszczona Francesca.
-  Fran, spokojnie bo Ci ta pulsująca żyłka na czole zaraz pęknie- mówił przez śmiech szatyn.
- O nie, teraz to przegiąłeś! Mam Cię dość, rozumiesz! Jesteś pesymistycznym, źle wychowanym głupkiem!- mówiła, a właściwie wykrzykiwała włoszka.
- Spokojnie, tylko żartowałem. Może zamiast tej kawy, powinienem zaparzyć Ci meliski? Podobno pomaga.- mówił, dalej rozbawiony Verdas.
- Bo jak ja Ci zaraz zaparzę meliski, to mnie popamiętasz!- powiedziała dziewczyna.
- Ja podziękuje, dalej boli mnie brzuch, po tym jak się ostatnio na mnie wkurzyłaś i zaczęłaś mnie bić.- odpowiedział Vrdas podnosząc ręce do góry w geście obronnym. Francesca zaśmiała się pod nosem przypominając sobie ową sytuację.
- To nie moja wina, bo to Tobie zachciało się jeździć na kucyku. Dobra nie ważne, idziemy do pracy.- rzuciła dziewczyna i ruszyła w stronę ogromnego budynku. Leon ruszył zaraz za swoją przyjaciółką.
Porozmawiali jeszcze chwile po czym rozeszli się na swoje zajęcia. Po wyczerpującym dniu, meksykanin pojechał do swojego domu. Zjadł obiad, a następnie oglądał swoją ulubioną telenowele. Może on jest jeszcze dzieckiem, które dopiero dojrzewa.. Możliwe...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Kroki było słychać coraz wyraźniej. Doskonale wiedziała że to właśnie ten moment. Że zaraz otworzą się drzwi a w nich ujrzy JEGO. Znowu zrobi jej to świństwo, i to bez żadnych skrupułów. Nie rozumiała jak można być tak wrednym i okrutnym. Co na mu takie zrobiła? Jaką krzywdę mu wyrządziła, że on teraz się na niej mści? A może on chcę się po prostu zaspokoić? Ale dlaczego nie zrobi tego z którąś z jego dziwek. 
Nie myliła się. Przyszedł. Z tym swoim chytrym uśmieszkiem. Powoli podszedł do łóżka dziewczyny, która leżała odwrócona w drugą stronę. Czuła jego zbliżający się oddech. Czuła jego dotyk. Zaczął wodzić ręką po jej ciele. Zaczynając na piersiach, kończąc na nogach. Z każdym jego dotknięciem przechodził ją dreszcz obrzydzenia. I w końcu to zrobił. Po wszystkim zaczął się śmiać, prosto w twarz dziewczyny. Ale to co zrobił chwilę później, zdziwiło ją i to bardzo. Plunął prosto w jej twarz. Zachował się jak śmieć. Traktował ją jak jedną ze swoich panienek. Nie zwracając uwagi na to że nie jest jeszcze pełnoletnia. Wyszedł. Zostawił ją samą. Bezbronną, gołą i niewinną. Zalała się łzami, nie wiedziała co ma robić. Jedyne co przyszło jej na myśl to ucieczka. Doskonale wiedziała że gorzko tego pożałuje, ale według niej to było najlepszym rozwiązaniem w tej chwili. Nie rozmyślając nad tym długo ubrała się, chwyciła swoją torebkę i wybiegła. W końcu była wolna. Nie musiała się bać. Gdy była pewna że odeszła od tego strasznego miejsca na bezpieczną odległość ruszyła przed siebie powolnym truchtem. Każdy na jej miejscu poszedł by na policję, albo uciekł. Jednak ona nie. Powód był prosty. Strach. Szła dalej zalewając się toną łez. 



Udała się do pobliskiego parku. Nie znała drogi, szła na oślep, nie wiedziała co z nią będzie, jak surową karę poniesie. Żyła chwilą. Gdy już troszkę się uspokoiła zobaczyła dziewczynę która siedziała na oddalonej ławce i chyba płakała. Castillo nie była pewna, bo postać znajdowała się zbyt daleko. Postanowiła podejść i sprawdzić. Jej sugestie sprawdziły się. Violetta przysiadła obok na ławce. Blondynka gdy usłyszała że nie jest sama podniosła głowę i zwróciła ją w stronę siedemnastolatki. Zapadła cisza. Żadna z nich nie odważyła się wypowiedzieć chociaż jednego słowa. Po dłużej chwili pierwsza odważyła się szatynka.
- Dlaczego życie musi być takie ciężkie? -zapytała ze łzami w oczach.
- Ty chyba nie wiesz co ja przeżyłam, nie wiesz co to oznacza ciężkie życie- opowiedziała równie zapłakana Ferro.
- Tak, a czy Ciebie gwałci ojczym?- kontynuowała brązowooka.
Ta nic nie odpowiedziała. Zdziwiło ją wyznanie dziewczyny. Jednak po chwili się ocknęła i powiedziała szeptem. - Przepraszam...Nie powinnam.. Po prostu ja...-zawiesiła na chwilę głos-..jestem sama. Nie mam nikogo bliskiego. W ogóle nikogo nie mam. Dlatego wyglądam tak jak widać- dokończyła.
- Tak mi przykro...Ale nie ważny jest wygląd, czy jest się chudym czy grubym, czy ma się pryszcze czy piękną cerę, najważniejsze jest to jaką ma się duszę.- powiedziała Violetta, unosząc kąciki swoich ust lekko do góry. - a tak w ogóle jestem Violetta, dla znajomych Vilu, ale ja ich nie mam więc... no nie ważne po prostu Vilu.- dokończyła lekko speszona.
- Nawet nie wiesz jak Cię rozumiem. Jestem Ludmiła, ale mów mi Ludmi. - oznajmiła blondynka.
- Wiesz, czuję że mogę Ci zaufać pomimo tego że znam Cię raptem dwadzieścia minut. Jesteś moją pierwszą znajomą od czasów dzieciństwa.- powiedziała Violetta.
- Tak, masz rację. Prawdziwa przyjaźń oparta na szczerości i zaufaniu.- powiedziała osiemnastolatka zakładając jeden kosmyk włosów za ucho.
Razem spędziły jeszcze dobrą godzinę. Rozmawiając, śmiejąc się i wspominając przykre fakty z dzieciństwa. Umówiły się na jutro, o tej samej porze, przy tej ławce. Przytuliły się po czym rozeszły w swoje strony. Violetta wracała uśmiechnięta. Do czasu gdy zobaczyła swój dom. To miejsce powinno kojarzyć się nam z dzieciństwem, dorastaniem. Powinno dawać nam poczucie bezpieczeństwa. Ale u niej tak nie byłą. Ona czuła wstręt do tego miejsca, i domownika który się w nim znajdował. Jak najciszej otworzyła drzwi i weszła do środka. Było ciemno, myślała że ojczym już śpi. Myliła się.
- Gdzie byłaś? - zapytał lekko podenerwowany Dominguez.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak prezentuje się rozdział 2 :D
Szczęśliwa dwójeczka, nie wiem czy była taka szczęśliwa -.-
Męczyłam się nad nim cały dzień, robiąc wszystko aby się wymigać od pisania, ale stało się.. Napisałam :)
Nie podoba mi się, ale mówi się trudno.
Życzę miłego czytania, tego beznadziejnego i krótkiego CZEGOŚ.
Zapraszam do komentowania, bo to daje wielką motywacje.

Całuję,
Miśka Verdas :*







Ogłoszenia parafialne! [EDIT]

Hejka :**
W końcu sobota!!! Tyle na nią czekałam ;o
I do tego taki piękny dzionek
A teraz po co do Was piszę...
Co do rozdziału to nie wiem czy uda mi się dodać go jeszcze dzisiaj. Nic jeszcze nie napisałam, a gdybym już go dodała to w nocy :D
Ale spokojnie najpóźniejszy termin to jutro...

A teraz druga sprawa...
Zastanawiałam się nad OS. Ale nie wiem ;/
Dlatego postanowiłam, że decyzje podejmiecie Wy!
Piszcie w komentarzach czy go chcecie, i o jakiej parze.
Wybór należy do Was.

[EDIT] Chciałam Was tylko poinformować, że dodałam zakładkę "Bohaterowie", padać śmiało ;P


Spadam miśki,
Miłego dnia, i piszcie co z tym OS.

Miśka Verdas

wtorek, 8 kwietnia 2014

Dam dam dam dam

Jejku jaki przerażający tytuł, aż się sama zlękłam xD
A teraz już tak na serio..
Strasznie mi się nudzi, nie chce mi się uczyć na biologię więc pisze jakieś bezsensowne "teksty"..
No i wpadłam na pomysł, żeby jeden z nich Wam przedstawić.
Ale, za skutki uboczne nie odpowiadam :D
Nie no tylko proszę Was, nie śmiejcie się ;33  A więc proszę bardzo, życzę miłego czytania :D










"Pożegnanie"
Nie wytrzymałam... Wiem że obiecałam ale to mnie przerosło. Nie mogłam żyć z myślą że on gdzieś tam jest z kimś innym. Był moim powietrzem a bez powietrza nie da się żyć, był moim słońcem a bez słońca wszystko znika i powstaje ciemność, był moją dusza a gdy odszedł moja dusza odeszła razem z nim.. Coś we mnie pękło. To było zbyt bolesne. Doskonale pamiętam jego ostatnie słowa, każde wspomnienie z nim związane przynosi kolejną ranę. Krople krwi spływające po mojej ręce. Palące zły spływające po moich zimnych policzkach. Jedyne pytanie to która śmierć będzie lepsza. Wybrałam tą bolesną. Jednak ja nic nie czuję. Czy to już koniec, czy ja umieram?! Dlaczego nic nie czuję!?!?!? Gdzie się podział ból? Nie, ja wciąż żyje.. Dalej czuję bicie mojego serca jednak wiem że za chwile zamilknie tak jak ja...


Miśka Verdas

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 1: Zawsze będę przy Tobie

Serce bije szybko,
Kolory i obietnice
Jak być odważnym,
Jak mogę Cię kochać, skoro się boję
Upadku
Ale gdy widzę, że stoisz sam
Wszystkie moje wątpliwości
Nagle odchodzą gdzieś w dal.

Christina Perri-A Thousand  Years

Rozdział dedykuję Ninie Verdas i Patrycji Brooks, za to że po prostu jesteście :*





Obudziły ją promienie słońca przedostające się przez okno. Szatynka lekko uchyliła powieki. Pogoda była piękna jak na tą porę roku. Jednak ona nie była już w stanie się z tego cieszyć. Kiedyś skakała by z radości i prosiła mamę o wyjście na spacer. Ale teraz, gdy zmarła ona nie potrafi cieszyć się życiem. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze ojczym. Wystarczył tylko miesiąc, aby cały jej świat zmienił się nie do poznania. Wszelakie barwy zniknęły, pozostawiając jedynie szare odcienie. Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej, lekko przeciągając. Następnie podeszła do szafy wyciągając z niej jakieś stare dresy i luźną bluzkę. Po mimo tego że miała świetną figurę, nie ubierała się szykownie. I tak całe dnie przesiadywała w domu. Jedynym miejscem do którego wychodziła był sklep. Chociaż od niedawna, nawet tam nie mogła iść. Ojczym zaczął zamawiać jedzenie przez internet, co był równe z dostawą do domu. Powoli, nie spiesząc się wykonała wszystkie poranne czynności. Włosy związała w niestarannego koka. Oczy pomalowała kredką, podkreślając rzęsy maskarą. Wystarczyło już tylko nanieść błyszczyk na usta. Robiła to powoli i jak najdokładniej. Nie spieszyła się. Nie miała gdzie. Jakby tylko mogła, to w ogóle nie wychodziła by z pokoju. Wiedziała że to kolejny dzień pełen obelg i nowych ran, które będą przypominać jej o NIM. Nienawidziła tego. Nienawidziła jego. Coraz częściej myślała o śmierci. Ale nie chciała dać mu tej satysfakcji. Postanowiła wytrzymać, przecież jeszcze niecały rok do czasu gdy skończy osiemnaście lat. Odliczała kolejne dni. 20 października, 20 października, ta data siedziała jej w głowie. Właśnie wtedy miała urodziny. Zeszła do kuchni. Nikogo nie było, dom był pusty. Cieszyła się, że chociaż przez chwilę może zostać sama, spokojnie pooglądać telewizor czy poczytać książkę. Podeszła do lodówki, i wyciągnęła jogurt malinowy. Od zawsze kochała maliny, tak samo jak jej mama. Zauważyła że na drzwiach lodówki wisi jakaś karteczka.

" Musiałem pojechać do pracy, zakupy są zrobione. Będę po 15:00..Posprzątaj dom i przyszykuj jakiś obiad.. "
Całuję, Dorian.
Ps. Już nie mogę doczekać się nocy.

Na samą myśl o tym że znowu ją zgwałci, przeszedł ją dreszcz obrzydzenia. Sama nie wiedziała czy do siebie, do niego czy do wszystkich facetów żyjących na tej planecie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przystojny meksykanin o szmaragdowych oczach właśnie otworzył swoje zaspane powieki. Lekko się uśmiechnął i spojrzał na zegarek leżący na szafce obok łóżka.
- No nie znowu zaspałem, Fran mnie zabije.
Chłopak od zawsze był spóźnialski. Jego przyjaciele już do tego przywykli. Chociaż czasami, było to denerwujące i to bardzo. Ale kochali go, za to jakim jest człowiekiem. Uważano go za człowieka skałę. Nawet w najtrudniejszych momentach, pocieszał wszystkich dookoła, i gdy każdy na jego miejscu już dawno by płakał, on był silny. Nikt jeszcze nie widział płaczącego Verdasa. Ale w środku..... W środku był inny. Czasami płakał, albo po prostu był smutny. Jednak nie chciał tego okazywać przyjaciołom. Nienawidził gdy ktoś go pocieszał. Chciał sam radzić sobie ze swoimi problemami. Nawet gdy zmarła jego ukochana babcia, u której potrafił przesiedzieć cały dzień rozmawiając i pijąc herbatę, on nie uronił ani jednej łzy. A może jednak?... Tak, to prawda. Płakał ale tylko w nocy. Gdy był sam, gdy było ciemno i miał pewność że nikt go nie usłyszy......Była osoba która widziała i czuła gdy Leon był smutny. Czuła to. W końcu jest jego mamą. I gdy on jest przygnębiony, ona też. Jednak za dobrze znała swoje dziecko. Ani razu nie wsparła go. Dlaczego?...Bo wiedziała, że jest dokładnie taki sam jak jego ojciec. Że nie da sobie pomóc.
Chłopak otrząsnął się i popędził do swojej garderoby. Ubrał swoją ulubioną szarą koszule i do tego jakieś spodnie. Włosy przeczesał ręką, i uśmiechnął się widząc efekt końcowy. Zabrał telefon i swoją gitarę, z którą nie rozstawał się na krok. Muzyka to jego pasja. Zamknął dom, i pospieszył do swojego auta. W drodze do Studia On Beat, w którym uczył śpiewu i tańca, zahaczył o MacDonald. Kupił dwie kawy na wynos i do tego dwa ciastka czekoladowe. Druga kawa wraz z ciachem miały być dla jego przyjaciółki, Francesci, która lubiła punktualność. Był pewny, że będzie na niego wkurzona. I nie mylił się. Pierwsze co zobaczył to ogromny budynek Studia a przed nim rozwścieczoną włoszkę.
~Będą kłopoty-pomyślał.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Coś ty sobie wyobrażała gówniaro, że będę jadł zimny obiad??! Ty niewdzięcznico! Jak śmiesz!! To dzięki mnie masz dom nad głową i nie wylądowałaś z torbami na ulicy, a w zamian co?? Zimny obiad!? - po raz kolejny już dzisiejszego dnia można było usłyszeć krzyk dobiegający z domu Doriana Domingueza.
- Ale...- dziewczyna starała się bronić jak tylko mogła. Znowu po jej policzkach, leciały tysiące piekących łez.
- Nie ma żadnego ale!!! Odgrzej mi ten obiad i spierdzielaj bo nie mogę na ciebie patrzeć- powiedział wkurzony ojczym
- Dobrze. - dziewczyna wykonała prośbę i cała zapłakana udała się do swojego pokoju.
Nie miała już siły o tym myśleć, bała się. Bała się jak nigdy. Nawet nie zauważyła kiedy odpłynęła do krainy Morfeusza. Fakt, była dopiero szesnasta, ale ona potrzebowała odpoczynku.

 -Kochanie, kochanie..
Dziewczyna, szybko otworzyła oczy. Wiedziała kto ją woła, doskonale znała ten głos..Tak dawno go nie słyszała. Tak strasznie za nim tęskniła.
- Mama..??
- Tak skarbie, nie bój się.
Kobieta usiadła na łóżku obok dziewczyny. Ona czym prędzej wtuliła się w jej ramiona. Tak dawno się do niej nie przytulała. Brakowało jej tego. Zaczęła płakać, była bezsilna. Wiedziała że to może być ostatnia okazja kiedy ją widzi, słyszy, gdy może powiedzieć jej co ją męczy..
- Mamo, bo ja... - nie dała rady, jeszcze bardziej się rozpłakała
- Cii..Wiem skarbie, nie musisz nic mówić. Gdybym tylko wiedziała jakim on jest człowiekiem nigdy bym się z nim nie związała..- mówiła kobieta
- Nie, to nie twoja wina, nie wiedziałaś, nikt nie wiedział..- odparła Violetta
- Jestem z Ciebie dumna, z tego że jesteś taka silna. Ale pamiętaj ja zawsze będę przy Tobie, będę Cię chronić. - ciągnęła swój monolog.
- Wiem to, kocham Cię mamo. - teraz na twarzy szatynki pojawił się uśmiech, pierwszy raz od bardzo dawna.
- Ja Ciebie też skarbie, ja Ciebie też- powiedziała- Niestety muszę już iść, w zasadzie przyszłam powiedzieć Ci, że tutaj w Buenos Aires mieszka twoja ciotka, Angeles. Odszukaj ją, proszę Cię, a teraz żegnaj skarbie. - kobieta wstała i podeszła do okna.
- Nie proszę, zostań, jeszcze przez chwilkę, proszę.. - i znów na jej twarz powrócił smutek..
- Niestety muszę już iść, pamiętaj Angeles..
Zniknęła, tak po prostu zniknęła... Dziewczyna po raz kolejny tego dnia zalała się łzami, znowu ją straciła. 

Obudziła się, cała zalana potem. A więc to był tylko sen? ... Nie mogła pojąć tego, co on miał przekazać. Po jej głowie cały czas chodziło jedno imię, Angeles. Z myśli wyrwał ją dźwięk kroków po schodach. ~ O nie to znowu on- pomyślała.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A więc tak prezentuję się rozdział 1.
Wiem nie wyszedł  mi, ale nie mogę się na niczym skupić. :C
Chciałam podziękować za te 100 wyświetleń i za te miłe komentarze, bo to daje motywacje do dalszego pisania :)
Liczę na więcej komentarzy i zrozumienia z waszej strony do dodałam rozdział dwa dni przez terminem

Miśka Verdas :*


sobota, 5 kwietnia 2014

Tam tam tam !!!

Mylący tytuł nieprawdaż ? :D

Tak więc może od razu przejdę do rzeczy.. Tak jak widać mam nowy szablon..
Nie byłoby go tu, gdyby nie moja kochana Patrycja Brooks...
Chciałam Ci strasznie za niego podziękować, bez ciebie nie wiedziałabym co i jak :******
W sumie to dzięki Tobie założyłam bloga, i szczerze? Nie żałuję...
Dziękuje, dziękuje, dziękuje :**
Jesteś wspaniałą i utalentowaną pisarką, wiem że zawsze mi pomożesz, z blogiem, i nie tylko.. :33
Więc proszę o wielkie brawa dla Patrycji, bo ten szablon ona dodała, i oprócz niego, ja też jestem tutaj z wami dzięki niej..... Chociaż tak mogę podziękować Ci za wszystko... 

KOCHAM CIĘ MOJA ŚLICZNOTKO 

Prolog



Zawsze znajdzie się ktoś, kto naprawdę chce byś upadł.
Ale możesz wznieść się ponad, wznieść się ponad to wszystko.
Nie słuchaj kłamstw, które próbują sprawić, że poczujesz się taki mały.
Ponieważ jesteś huraganem i jedziesz przez burzę
Jedziesz przez burzę...
Elusive-Hurricane

Każdy z nas jest inny. Ma własny styl, własne poglądy na świat, słucha innej muzyki, jest jedyny w swoim rodzaju. Nie ma ludzi, takich samych. Są tylko tacy którzy próbują upodobnić się do innych za wszelką cenę. Nie dostrzegają własnych wartości. Boją się być po prostu sobą. Nie którzy twierdzą że istnieje coś takiego jak podział. Na lepszych i gorszych. Na ładniejszych i brzydszych. Na grubszych i chudszych. Ale czy to ma jakikolwiek sens?! Przecież chcemy być tylko ludźmi, akceptować siebie, aby inni nas akceptowali. Czasami próbujemy zmienić się, stać się kimś kim nie jesteśmy w rzeczywistości. No właśnie rzeczywistość... Człowiek żyje w własnej bajce, w której wszystko jest piękne i kolorowe... Każdy jest szczęśliwy, nie ma bólu i cierpienia. I nagle to wszystko okazuje się wymysłem naszej wyobraźni. Budzimy się w świecie rzeczywistym, gdzie każdy ma swoje problemy, które potrafią zniszczyć nas od środka.
Jednym z takich niewinnych ludzi jest ONA. Piękna siedemnastoletnia szatynka o piwnych oczach pod kolor czekolady. Dziewczyna nie ma przyjaciół, nie wychodzi na dwór. Nie ma ojca, uciekł gdy tylko dowiedział się o ciąży. Nie chciała go szukać, nie potrafiłaby spojrzeć mu w oczy i powiedzieć ~tato~. W wieku ośmiu lat jej mama zmarła. Nikt nie wiedział jak to się stało. Znaleziono ją w rzece, całą pobitą i zgwałconą. Prowadzono śledztwo, jednak po roku stwierdzono że ciało jej mamy zbyt długo leżało w wodzie, i nie można zidentyfikować zabójcy. Przy dziewczynie został już tylko ojczym. Maria poślubiła go gdy jej córka miała, dziesięć lat. Jest on zamożnym biznesmenem, wysoko ustawionym. Wydawało się że kocha swoją żonę i jej córkę. Ale to była tylko przykrywka. Udawał kochającego męża, a tak na prawdę zdradzał Marię na prawo i lewo. Gdy zmarła, pokazał swoją prawdziwą twarz. Zdjął maskę, pod którą chował się przez tyle lat. Na początku krzyczał na Violettę, gdy zrobiła coś wbrew jego woli. Potem było coraz gorzej....
Zrobił z niej służącą, bił za najdrobniejszą rzecz. Głównie, za źle wysprzątany dom, zimny obiad albo za niewyniesienie śmieci. Ale teraz?...... Teraz jest jeszcze gorzej. Od trzech miesięcy przychodzi co noc do pokoju dziewczyny, i wykorzystuje ją seksualnie. Na początku próbowała się bronić, jednak gdy zagroził jej śmiercią, przestała. Poddała się, bo wiedziała że i tak nic nie zrobi, że nikt jej nie pomoże. Stwierdziła że taki jest jej los. Wiele razy okaleczała się i płakała. Przeklinała swoje życie..Codziennie zadawała i wciąż zadaje sobie tylko jedno pytanie.
- Dlaczego ja?? Co ja takiego zrobiłam że teraz muszę cierpieć?.
Do teraz boi się, że już nigdy się od tego nie uwolni. Jednak nie wie, ile niespodzianek czeka ją w przyszłości....


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej kochani ;*
Więc tak prezentuje się prolog..
Zapewne każdy domyślił się że jest to blog o Leonettcie, czego nie napisałam w notce powitalnej.. Ale nie martwcie się inne pary tez będą.. Jak na razie pisałam w trzeciej osobie, ale rozdziały postaram pisać się z perspektywy bohaterów
Wiem że nie jest to jakieś mistrzostwo świata, ale starałam się najlepiej jak mogłam, i proszę Was doceńcie to ;)
Rozdział pierwszy postaram się dodać jutro albo jeszcze dzisiaj..
To i tak cud, że prolog dodałam tak szybko bo mam dużo na głowie, ale wyrwałam się na chwilę i oto pojawiłam się z tym czymś.
No to nie zanudzam, miłego czytania, i do następnego

Miśka Verdas 

Hejka!

Pewnie zastanawia Was kim jestem i co ja tutaj robię?
Tak więc, może wszystko wyjaśnię....
Postanowiłam założyć bloga, przekonało mnie do tego parę osób, za co im dziękuję :D
Mam nadzieję że spodoba Wam się mój blog....
Prolog postaram dodać się jeszcze dzisiaj ale nie obiecuję, sami wiecie nauka, sprzątanie i takie różne sprawy...
Nie przedłużam i do zobaczenia miśki <3

~ Miśka Verdas